Góra pożegnań

Przejeżdżałem na rowerze przez niewielkie miasteczko i kto by pomyślał wszędzie korki, pełno samochodów, jedna główna droga i wszyscy akurat muszą nią jechać.

Po lewej stronie dostrzegłem boczną uliczkę, nie była aż tak zatłoczona i która prowadziła na szczyt wzniesienia na którym było miasteczko.

Gdy droga się skończyła okazało się że miasteczko zostało za mną w dole a przede mną wznosi się góra, z której roztacza się widok na całą okolicę.

Dostrzegam najmniejsze szczegóły, kolory nieba, lasy, budowle, place zabaw dla dzieci i droga która poprowadzi mnie na szczyt jest kamienista i nie mogę już jechać na rowerze, z chodzę i go prowadzę. Nie jestem sam we wspinaniu się na górę, obok mnie idą jeszcze jacyś ludzie. Droga jest szeroka płaska i kamienista, gdzie nigdzie dostrzegam w kamiennym piasku “zniszczone obroże i smycze”.

Nagle tracę świadomość i budzę się w piasku, tak jakbym śpiąc kopał okopy w piaszczystej ziemi. Pierwsza myśl po przebudzeniu gdzie jest mój pies, rozglądam się dookoła, postanawiam się wrócić obserwując dokładnie wykopany przez siebie okom, a nóż on gdzieś się chowa. Dostrzegam podbiegającego pasterskiego psa, widząc że to jednak nie mój pies zawraca w górę, po chwili widzę ruch, okazuje się że to kilka psów. Wszystkie wyglądają identycznie jak mój pies, wołam go aby podszedł do mnie, podchodzi jeden z nich, a ja wiem że to nie on, ma inne oczy, podchodzi drugi też stwierdzam pomimo prawie że identyczności, że to nie on, odpycham ich delikatnie, mówiąc “To nie TY”

Dopiero za 3 razem podchodzi on, patrzymy na siebie wymownie, pragnę aby poszedł ze mną ale znów zmienia się sceneria i stoimy odgrodzeni bramą.

Mój przyjaciel rozmawia ze mną pod postacią człowieka, smutek we mnie narasta z każdą chwilą, traktuje mnie jak ojca, pamiętam jego słowa “Tato jestem taki zmęczony, słaby”. Chcę z nim wrócić ale wiem że uszanuję jego wolę, gdy słyszę te słowa wiem że to już koniec i nasze drogi się rozejdą, smutek rozdziera moje serce.

Idę prostą i szeroką drogą za grupą ludzi starszych i młodszych, a pośród nich widzę też biegające dzieci, które na czole grupy bawią się radośnie.

Po między nami biega czarny młody pies, jest całkowicie innej maści niż mój przyjaciel ale wiem że to on, cieszy się i podbiega do każdego.

Kiedy zbliża się do dzieci staje się coraz młodszy, wybiegając na sam początek staje się radosnym szczeniakiem, który obszczekuje nie wiele większych od siebie. Nagle widzę jak łączy go z jednym dzieckiem “smycz”, zaczął nowe życie, wśród innych ludzi…

Tak naprawdę w rzeczywistości za nic na świecie nie chcę się z nim rozstawać…

Pożegnała mnie  w tym śnie bardzo ważna osoba w moim życiu.

24/25.09.2010

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój