The Five People You Meet in Heaven

Filmowa historia o człowieku, który spędził prawie całe swoje życie w Wesołym Miasteczku.
Konserwował, naprawiał wszystkie urządzenia, „by było bezpiecznie”,jak to sam często podkreślał wobec swoich współpracowników.
Od momentu powrotu z wojny, żywił do końca swoich dni, pretensje do świata za przestrzeloną nogę, która uczyniła go tym kim jest.

W ostatnim dniu czynił to co do niego należy, gdy nagle okazało się, że życie kilkorga ludzi wisi na włosku, a dokładnie na stalowej linie, która z każdą chwilą stawała się coraz cieńsza.
Udało uratować się wszystkich z wysokościowej gondoli, ale nikt nie widział jednego…
Małej dziewczynki przerażonej wrzaskiem, zamieszaniem, całym tłumem dookoła, przysiadła na ziemi ale akurat w miejscu, które miało być za chwilę miejscem upadku gondoli.
Mimo usztywnionej nogi, mimo wieku, mimo wszystkiego, spieszył się by ratować Małą.
Ostatnią, rzeczą którą czuł był dotyk małych dłoni…

Ciało odzyskało sprawność, tak jakby lata całej starości uciekły, Miasteczko było opustoszałe, głos z początku przychodził mu z trudem.
Poza nim była tam jedna osoba, pierwsza, która miał ukazać mu to czego nie dostrzegał w swoim życiu.
Jak życie każdego z nas jest powiązane z życiem innych ludzi.
Pierwszy jego rozmówca człowiek dziwadło o niebieskiej skórze, który występował kiedyś w Miasteczku, zapowiedział, że spotka się jeszcze z czwórką gości.

Drugim był kapitan z czasów wojny, który wyjawił mu prawdę o przyczynie przestrzelonej nogi, i doprowadził do uwolnienia nienawiści, jaka narastała z każdym dniem życia Eddiego od momentu postrzału.
Trzecią osobą była właścicielka Wesołego Miasteczka, która otworzyła mu oczy na jego ojca, to kim był i jaki był naprawdę. Obrazy, które ujrzał odmieniły wszystko, przebaczenie otworzyło serce naszego bohatera.
Kolejne spotkanie było czymś zaskakującym, spełnieniem nadziei, ukojeniem. Wpierw zobaczył, a później poczuł ciesząc się żywą radością, ściskając w ramionach swoją żonę.
To Ich chwile…

Coraz słabszy, znalazł się nad rzeką, kamienisty brzeg rozciągał się przed nim, lekka mgła unosiła się tuż nad powierzchnią spokojnej wody.
Zobaczył małe dzieci myjące się w rzece, opadający z sił podszedł do jednej małej dziewczynki, która przywoływała go delikatnym ruchem dłoni.
Skośnooka dziewczynka wskazując na siebie powiedziała „Taala”, on zaś w odpowiedzi wskazując na siebie powiedział z rezygnacją „Przegrany”.

Z uśmiechem potwierdziła jego domysły, że jest piątą osobą z którą miał się spotkać. Nikt z poprzedników nie powiedział mu czy dziewczynka dla której zaryzykował swoje życie, czy przeżyła.
– Czułem jej małe dłonie…
– Nie, to były moje dłonie wciągnęłam Cię tu do Nieba:), nie wyciągnąłeś małej dziewczynki…
– Odepchnąłeś ją, ona żyje.

Powoli dociera do niego dlaczego rozmawiają…

Czasy wojny… krokami w szaleństwie, dłońmi trzymającymi miotacz ognia spalił kilka drewnianych domów w dżungli. Wszystko zaczynał sobie przypominać, obrazy które przemykały wyjaśniał aż nazbyt wiele.
Matka schowała swoją córkę w domu, by tam była bezpieczna.
Mimo szaleństwa tamtego czasu widział, że ktoś przemyka wśród płomieni, chciał wejść w płonący dom.
Kapitan nie miał wyjścia przestrzelił mu kolano…

To już nie ta dziewczynka, którą ujrzał nad brzegiem rzeki, jej skórę pokrywają teraz rany po oparzeniach, ich czerwień podkreśla wszystkie wydarzenia.
W wodzie jest pełno kamieni, Taala wydobywa z dna jeden większy, płaski kamień, unosi go w stronę Eddiego.
– Umyj mnie…
Zdezorientowany bohater nie wie co ma robić, jest roztrzęsiony, nieporadnie, powoli dotyka policzka pokrytego bliznami.
Woda, kamień, dotyk, troska rozmywają blizny, przywracając dziecięcą skórę.
Z uśmiechem Mała bierze go za rękę i razem zanurzają się pod wodę…
Rzeka zmienia się w niekończący się Ocean…

Kim jestem, że doświadczam ukrytego
Kim jestem…

taala

Poczucie komfortu

Dwaj przyjaciele, jeden dwunożny, a drugi na czterech kudłatych łapach, wracali ze wspólnej wyprawy.
Zmęczeni przysiedli sobie na przystanku, w oczekiwaniu na autobus, który odstawi ich do domu.
Po krótkim czasie podjechało nawet kilka autobusów i Kudłacz ochoczo się poderwał.
Odwracając głowę mówi wymownym wzrokiem, rozumieją się bez słów.
-To już teraz, wsiadamy.

Człowiek zaprzeczył ruchem głowy.
– To jeszcze nie ten, i na spokojnie poszedł układać ich bagaże.
Wracając zastał pusty przystanek, a pies czekał pod niewielką budką, w której za ladą stała nieznana im wiekowa staruszka.

Podszedł do budki, przywitał się ze starowinką i wdał się w krótką pogawędkę.
Nie minęło kilka oddechów…
Przed lada był niewielki płotek, który skutecznie utrudniał wygodną rozmowę, przeszkadzał nogom zając najwygodniejszą pozycję.

Z myślą o poprawieniu swojej postawy, nasz bohater lekko się odwrócił i jakież było jego zdziwienie gdy okazało się, że „chatka” znajduje się w tym momencie kilkadziesiąt metrów nad ziemią.

Skomentował to z humorem, że o mały włos i by zleciał, podziwiając zielone korony drzew
i rozległą przestrzeń po horyzont.
Poprawiając swoją pozycje przeskoczył płotek i znalazł się w środku budki.

Z zewnątrz wyglądała na dość małą, ale w wewnątrz można było dostrzec uchylone drzwi do kolejnego pomieszczenia. Co dało mu do myślenia, że jest większa niż można było stwierdzić na pierwszy rzut oka.

Jeszcze ta myśl się nie skończyła, a kątem oka dostrzegł ruch, tam gdzie nikogo nie było.
W wiszącym lustrze na ścianie, mignęła jakaś postać.
Rozglądając się uważniej widzi/czuje, że jest tutaj więcej osób, niż tylko niepozorna staruszka, a ukrywanie dość dobrze im wychodzi.

Pomimo wszystko, choć wciąż goście pozostają w ukryciu, postanawia ich pozdrowić.
Dostrzega chwilami tylko krótkie obrazy, w których przemykają niewidzialni goście, ubrani
w kolorowe, egzotyczne stroje.

Jak często nie doceniamy warunków zewnętrznych, jak duży potrafią mieć na nas wpływ.

Morał z tego taki…
Zmień swoje podejście do poczucia komfortu, a pójdziesz dalej i zobaczysz więcej…
Co nie znaczy, że mamy uciekać tylko na bezpieczne pozycje, ale bierzmy pod uwagę jak wpływają na nas czynniki zewnętrzne i wyciągajmy wnioski.
Jak to stare przysłowie pszczół mówi „co nas nie zabije, to nas wzmocni” 😉

alone

Trujący odkurzacz ;)

Byłem w pewnym domu, mieszkał tu mój przyjaciel, choć wszystko miało futurystyczne kształty, znałem to miejsce.
Pewne urządzenie przypominało odkurzacz, z rury tego “odkurzacza” wydostał się jakiś płyn, wiedziałem że to może stanowić zagrożenie i szukałem w mieszkaniu odpowiedniego preparatu w aerozolu. Wiedziałem jak wygląda,  ale po mimo usilnych poszukiwań nie znalazłem go wśród grona wielu stojących na półkach pojemników.

Znalazłem się na drodze, którą szedł właściciel mieszkania, miały go samochody , a on w amoku szedł przed siebie i nic do niego nie docierało. Próbowałem z nim rozmawiać, mówić mu o wydarzeniach w domu, być może jego zachowanie było powiązane z tajemniczym płynem.
Co raz bardziej popadał w szaleństwo, czego wynikiem były powstające przed nim 2 wymiarowe portale, wyglądało to jak wycięte obrazy z filmu.

Pojawiał się portal, mężczyzna bezwiednie w niego wchodził,  za krótką chwile pojawiał się w pewnej odległości na drodze, ponownie powstawał nowy portal i wszystko powtarzało się od nowa.
W pewnym momencie nie wyszedł z kolejnego portalu,  droga wciąż jest pełna samochodów.
Z przeciwnego kierunku nadjeżdża cysterna, widać że kierowca ma problemy z opanowaniem samochodu, okazuje się że nasz podróżnik musiał się przenieść do kabiny kierowcy.
Cysterna wpada w poślizg , zarzuca tyłem na całą drogę na szczęście żaden pojazd w tym momencie nie znajduje się na drodze cysterny.

Unosiłem się w powietrzu towarzysząc nadjeżdżającej cysternie,  gdy zarzuciło jej tył cudem uniknąłem zderzenia, w ułamku sekundy odlatując w bezpieczne miejsce.
Wciągnęliśmy delikwenta, okazało się , że oprócz mnie jest jeszcze mężczyzna i kobieta, przenieśliśmy go do samochodu.

Wciąż myślałem jakby go ogłuszyć, bo jak dojdzie do siebie to znów nam zniknie, nie wiem skąd wziął się rewolwer i chciałem wykorzystać do tego celu kolbę rewolweru.
Mój towarzysz związał naszego uciekiniera od tyłu i chyba w dość specyficzny sposób bo po części uniemożliwiło mu to normalne oddychanie, widocznie to wystarczyło aby nam nie uciekł.
Obok naszego samochodu przechodził “policjant”, pochylając się w samochodzie uniknęliśmy wykrycia, widocznie to wszystko łamało jakieś tutejsze prawo.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój