Być może sądzisz, że dotarłeś na koniec swojego świata
Gdzie zanika nadzieja, wiara i jakakolwiek chęć do życia
Widzisz tylko pustkę i wszechogarniającą pustynię
Ale nawet na skraju wszystkiego co jest Ci znane
Stoi miasto od zarania dziejów
Spójrz oczami wiary, a zobaczysz je w pełnej chwale
W nim nieustanie i wciąż
W życiodajnym rytmie
Bije serce żyjącego Boga
Posts Tagged ‘serce’
Synu mój umiłowany
Spójrz na kwiaty brzemienne trudami codzienności
Na serca wciąż pragnące
Wspomóż je słowem i otuchą
Dotykiem, nadzieją deszczu, który daje życie
Filmowa historia o człowieku, który spędził prawie całe swoje życie w Wesołym Miasteczku.
Konserwował, naprawiał wszystkie urządzenia, „by było bezpiecznie”,jak to sam często podkreślał wobec swoich współpracowników.
Od momentu powrotu z wojny, żywił do końca swoich dni, pretensje do świata za przestrzeloną nogę, która uczyniła go tym kim jest.
W ostatnim dniu czynił to co do niego należy, gdy nagle okazało się, że życie kilkorga ludzi wisi na włosku, a dokładnie na stalowej linie, która z każdą chwilą stawała się coraz cieńsza.
Udało uratować się wszystkich z wysokościowej gondoli, ale nikt nie widział jednego…
Małej dziewczynki przerażonej wrzaskiem, zamieszaniem, całym tłumem dookoła, przysiadła na ziemi ale akurat w miejscu, które miało być za chwilę miejscem upadku gondoli.
Mimo usztywnionej nogi, mimo wieku, mimo wszystkiego, spieszył się by ratować Małą.
Ostatnią, rzeczą którą czuł był dotyk małych dłoni…
Ciało odzyskało sprawność, tak jakby lata całej starości uciekły, Miasteczko było opustoszałe, głos z początku przychodził mu z trudem.
Poza nim była tam jedna osoba, pierwsza, która miał ukazać mu to czego nie dostrzegał w swoim życiu.
Jak życie każdego z nas jest powiązane z życiem innych ludzi.
Pierwszy jego rozmówca człowiek dziwadło o niebieskiej skórze, który występował kiedyś w Miasteczku, zapowiedział, że spotka się jeszcze z czwórką gości.
Drugim był kapitan z czasów wojny, który wyjawił mu prawdę o przyczynie przestrzelonej nogi, i doprowadził do uwolnienia nienawiści, jaka narastała z każdym dniem życia Eddiego od momentu postrzału.
Trzecią osobą była właścicielka Wesołego Miasteczka, która otworzyła mu oczy na jego ojca, to kim był i jaki był naprawdę. Obrazy, które ujrzał odmieniły wszystko, przebaczenie otworzyło serce naszego bohatera.
Kolejne spotkanie było czymś zaskakującym, spełnieniem nadziei, ukojeniem. Wpierw zobaczył, a później poczuł ciesząc się żywą radością, ściskając w ramionach swoją żonę.
To Ich chwile…
Coraz słabszy, znalazł się nad rzeką, kamienisty brzeg rozciągał się przed nim, lekka mgła unosiła się tuż nad powierzchnią spokojnej wody.
Zobaczył małe dzieci myjące się w rzece, opadający z sił podszedł do jednej małej dziewczynki, która przywoływała go delikatnym ruchem dłoni.
Skośnooka dziewczynka wskazując na siebie powiedziała „Taala”, on zaś w odpowiedzi wskazując na siebie powiedział z rezygnacją „Przegrany”.
Z uśmiechem potwierdziła jego domysły, że jest piątą osobą z którą miał się spotkać. Nikt z poprzedników nie powiedział mu czy dziewczynka dla której zaryzykował swoje życie, czy przeżyła.
– Czułem jej małe dłonie…
– Nie, to były moje dłonie wciągnęłam Cię tu do Nieba:), nie wyciągnąłeś małej dziewczynki…
– Odepchnąłeś ją, ona żyje.
Powoli dociera do niego dlaczego rozmawiają…
Czasy wojny… krokami w szaleństwie, dłońmi trzymającymi miotacz ognia spalił kilka drewnianych domów w dżungli. Wszystko zaczynał sobie przypominać, obrazy które przemykały wyjaśniał aż nazbyt wiele.
Matka schowała swoją córkę w domu, by tam była bezpieczna.
Mimo szaleństwa tamtego czasu widział, że ktoś przemyka wśród płomieni, chciał wejść w płonący dom.
Kapitan nie miał wyjścia przestrzelił mu kolano…
To już nie ta dziewczynka, którą ujrzał nad brzegiem rzeki, jej skórę pokrywają teraz rany po oparzeniach, ich czerwień podkreśla wszystkie wydarzenia.
W wodzie jest pełno kamieni, Taala wydobywa z dna jeden większy, płaski kamień, unosi go w stronę Eddiego.
– Umyj mnie…
Zdezorientowany bohater nie wie co ma robić, jest roztrzęsiony, nieporadnie, powoli dotyka policzka pokrytego bliznami.
Woda, kamień, dotyk, troska rozmywają blizny, przywracając dziecięcą skórę.
Z uśmiechem Mała bierze go za rękę i razem zanurzają się pod wodę…
Rzeka zmienia się w niekończący się Ocean…
Kim jestem, że doświadczam ukrytego
Kim jestem…
Wielu woli iść własnymi ścieżkami.
Odżegnują się od wszelkich tradycji i przekonań.
W większości przypadków przeradza się to w „niekończącą ucieczkę”.
Jeśli chcesz mieć zdrowe Serce nie czyń go pustym, uciekając od wszystkiego.
Uczyń je bujnym ogrodem, oazą pośród pustyni, poźniej dopiero możesz sobie uciekać, ale czy wtedy nadal będziesz uciekał;)?
10 stycznia 2007
MoreZaskakujące, otwierające, prawdziwe, powodujące, że serce się otwiera.
Przymiotników jest całkiem sporo, więc można tak i można sobie wymieniać.
Jeśli poznasz kogoś jakim jest naprawdę, żaden przymiotnik nie wystarczy.
Jest tu pewien posmak smutku, że poznawany nie wie jaki jest naprawdę.
Ciągle tylko przed oczami przelatują mu kolorowe baloniki, których nie może uchwycić, no i rozchwianie temperaturowe, nijakość, ani ciepły, ani zimny.
To jakim jest naprawdę, jest na wyciągnięcie ręki, nie zniszczył tego, ale czy sięgnie po samego siebie.
Gdyby poznał samego siebie, sądzę żę jedynie na co byłoby go stać, to tylko ogromny „karpik” z bezdechem włącznie:P
Apropo, mi było dane poznać prawdziwego lemuriańskiego fizyka;)
2006-12-27 15:56:14
MoreZnałem tą dziewczynę, a zarazem nie znałem, czarne proste włosy okalające głowę, okrągła twarz, jasna skóra i duże zielone oczy.
Jej dom został spalony, to co zdążyła zabrać ze sobą stało wokół niej.
Znajdowaliśmy się w budynku sporych rozmiarów, wszędzie było pełno ludzi, tłok i rozgardiasz.
Klimat w tym świecie był wilgotny i wszędzie było wszędobylskie słońce.
Wszyscy uciekali przed żywiołem i ten dom stał się ich schronieniem.
Po pokazaniu mi kilku pomieszczeń, poszliśmy na samą górę gdzie znajdował się taras.
Było tam pełno ludzi, rozmawiali ze sobą i odpoczywali w słońcu, przysiedliśmy się do nich, moja wizyta wzbudziła zainteresowaniem, którego na ten moment nie rozumiałem.
Ludzie wodzili za mną wzrokiem, żartowali, ale to wszystko w sympatyczny sposób tak jakby chcieli sprawdzić czy faktycznie jestem z nimi, a nie jestem złudzeniem, niektórzy podchodzili i witali się ze mną.
Powoli dociera do mnie że stało się coś tutaj strasznego, ten żywioł ma swoją przyczynę, wszyscy uciekali przed wojną.
Podczas rozmów zsunęły mi się okulary i potoczyły po ukośnej podłodze, moja Przyjaciółka podniosła je, w tym momencie dostrzegłem że okulary składają się z trzech warstw, jedna warstwa to jeden wyprofilowany kawałek szkła który ochraniał szkła właściwe, a dodatkowo posiadały jeszcze filtr który chronił przed tutejszym ostrym słońcem.
Trochę się poluzowały tym upadkiem, więc zająłem się ich skręcaniem.
Przenieśliśmy się z tarasu w inne miejsce, widzę dwie postacie jedna góruje nad drugą.
Odczuwam że to ja jestem tą wyższą postacią, trudno opisać jak wyglądam, widzę tylko kształt głowy i kolor skóry błękitno stalowy.
Nagle z mojej głowy wysuwa się organiczny wysięgnik, który przypomina teleskopowy peryskop. Okazuje się że jest to broń, pada jeden strzał, nie wiem czy w coś trafia, czy jest tylko demonstracją siły.
Zastanawiam się czy to byłem ja czy ożywiłem awatara strażnika tego Świata.
Jakkolwiek by nie było moja Towarzyszka była zachwycona, rozpierała ją radość.
Po strzale broń wróciła do stanu wyjściowego i jedyny po niej ślad jaki pozostał to kościany grzebień w kształcie trójramiennej gwiazdy na mojej/awatara głowie.
Kształt też przypominał uproszczoną runę algiz.
Po tym wszystkim szliśmy ulicami opuszczonego miasta, gdzieniegdzie mijaliśmy ludzi, ale z reguły wiało pustką. Widać też było że tam gdzie ludzie opuścili swoje domy, musiało się to stać całkiem nie tak dawno.
Dotarliśmy do długich schodów, pomiędzy opuszczonymi budynkami, spotkaliśmy tam przyjaciółkę mojej Towarzyszki, która wciąż nie mogła się uspokoić, przez cała drogę podskakiwała radośnie.
Powiedziała do swojej przyjaciółki z wielką emfaza „…wiesz co on zrobił”, mówiła to z taką radością i nadzieją w głosie, że aż serce się radowało.
W myślach zastanawiałem się, że może lepiej jak to wszystko zostało by w tajemnicy i czy ta napotkana dziewczyna jej dochowa.
Po rozmowie szliśmy dalej opuszczonymi ulicami nieznanego mi miasta…
…bo jestem nie tylko tam gdzie myślisz
Jeśli przyłożysz dłoń do swojej piersi poczujesz jak bije moje serce
MoreWidzę ogromny budynek w kształcie połączonych dwóch kropli wody.
Odczuwam atmosferę, z która się już zetknąłem w niektórych snach i miejscach.
Wszystko ma futurystyczne kształty, czuje odmienność tego miejsca, wszystko jest spowite jakby mżawką, co przywodzi na myśl tropikalne tereny.
Nie wiem czy to była przeszłość czy stan obecny, a może to wszystko wymyka się takim określeniom.
Latałem wokół tego potężnego budynku, byłem osłabiony, trochę mnie to martwiło i moich towarzyszy, ale nie mogłem sobie pozwolić na słabość.
Widok z „lotu ptaka” budynku i dżungli, był czymś wspaniałym, cieszył oczy i serce.
Wydarzenia przeniosły się do wnętrza budynku, które nie odbiegało stylu architektonicznego który widziałem na zewnątrz, wszystkie szczegóły wystroju miały zaokrąglone krzywizny.
W samym centrum mieściła się platforma, otaczały ją chodniki, które patrolowaliśmy.
We wszystkich czynnościach towarzyszyło nam oczekiwanie, pomagałem komuś zejść na chodnik o poziom niżej, czyniliśmy przygotowania, a następna chwila pokazała do czego się przygotowywaliśmy.
Dostrzegamy atakujących, zsuwają się po linach na platformę, lądują w rożnych miejscach,aby utrudnić obronę, ale „My” jesteśmy przygotowani, wszystko jest z synchronizowane, każdy przeciwnik ma swoja obstawę.
Próżny był to atak, nic nie zdziałali.
Jak tylko się pojawili zostali zabici lub obezwładnieni błękitno zielonymi strzałami z gołej dłoni, wszystko działo się błyskawicznie, nie dostrzegłem innej broni, parę błysków, krótka szamotanina i było po wszystkim.
Sally posłużyła się tymi samymi słowami przy opisie ojca, co przy opisie męża. Stwierdziła, że był silny. W jej dzieciństwie istniała między nimi bliskość. Ale ojciec pił, na czym cierpiały ich stosunki. Stał się nieobliczalny.
Ponieważ pijący mężczyźni bywają gwałtowni, spytałem Sally, czy ojciec kiedykolwiek ją uderzył. Mimo moich podejrzeń byłem zaskoczony jej odpowiedzią: „Czasem bił mnie pięścią, niekiedy walił w twarz. Nie wiedziałam, kiedy spadnie na mnie cios”. Zrozumiałem, że Sally bała się panicznie ojca, tak jak później męża. Ale ponieważ była dzieckiem i nie mogła opuścić domu, stłumiła przerażenie i mu zaprzeczyła. To zaprzeczenie uczucia strachu zaślepiło ją tak, że nie potrafiła dostrzec potencjalnej przemocy w przyszłym mężu.