Nie zapominaj kim jesteś….

W bezmiarze kosmosu w centrum pewnej Mgławicy, żyła sobie nie znana z imienia Gwiazda.
Przed eonami powstał wokół niej układ planetarny, wiele dużych i małych planet, podróżujących komet i innych skalistych mieszkańców.
Pośród tej mieszanki, żyła sobie Planeta, która miewała swoje złote i jasne dni, ale też dni mroku i katastrof.

Właśnie teraz rozgrywały się te drugie, borykała się z różnymi problemami, huraganami, trzęsieniami ziemi, powodziami, zanieczyszczeniem powietrza, które przesłaniało jej niebo.
Starała się jak mogła ale wiele rzeczy jej nie wychodziło, podupadała na duchu, wątpiła że uda się jej wszystko naprawić, by światło Gwiazdy mogło do niej dotrzeć.
Wiedziała, że pewne rzeczy może tylko ona zrobić, szukała, rozwiązywała to co splątane, czasami sama się plątała i zatrzymywała w miejscu.

Zastanawiając się tak pewnego razu, drążyła się co jest jej celem, miała różnego rodzaju przebłyski, ale też intuicyjnie odczuwała sobą co jest jej pisane.
Wciąż wikłała się czy to w swoje problemy, czy też te które napotkała na swojej drodze wokół Gwiazdy.
Trafiła na obłok pyłowy, który zabrał światło, to było już ponad jej siły.
Duch jej schronił się w jej stalowym wnętrzu, zamknął się od środka, nie myślał racjonalnie.
Gwiazda widząc to co się dzieje, zajaśniała potężnym rozbłyskiem.

Planeta całą sobą usłyszała.
-Skup się na celu, nie wszystko jesteś w stanie sama zrobić, pozostaw pewne rzeczy naturalnemu biegowi. Zaufaj.
Jestem twoją jaźnią, jesteśmy jednością, nie zapominaj o tym.
Jeszcze dziś gdy schronisz się za cieniem księżyca, wyślę swoich wysłanników.

Zamknięta od środka, za masywnymi, stalowymi drzwiami, obserwowała.
Pojawiło się dwóch potężnych olbrzymów, pierwszy mówił innym językiem, ciężko było im się porozumieć.
Rozumiał za to język żywiołów, ukoił ziemię, powietrze, wodę oraz wiatr.
Drugi stał z boku, nie odzywał się, można by pomyśleć że tylko się przygląda, gdy nagle szybkim ruchem uniósł zwaliste drzwi, jak gdyby były tylko piórkiem.
To co poranione stało się harmonią życia, to co zamknięte stało się wolnością.

Pamiętaj nie trać nadziei i nie zapominaj kim jesteś, w tym Twoja siła….

Twierdza Czterech Światów

Pracowaliśmy z moją opiekunką/doradcą przy pewnym stroju, przypominającym bardziej jakąś zaawansowaną zbroję, bardzo zdobioną i z różnymi dodatkami.
Szukaliśmy ukrytych tajemnic tej zbroi ,  przeszukiwaliśmy najmniejszą część ubioru, każdą stronę, dyskutowaliśmy gdzie może się ukrywać tajemniczy “kod”.

Opiekunki nie widziałem przez wiele miesięcy, ciekawe co to za sprawa że teraz się spotkaliśmy.
W pewnym momencie sprowadzono mężczyznę i kobietę którzy mieli już doczynienia z tą technologią.Mężczyzna po krótkiej lustracji nacisnął pewne miejsce i w górnej cześci otworzyła się skrytka.

Zmiana lokacji.

Stoję z innymi na ziemnym wale tuż obok drogi,  w tym miejscu korzystam z ciała zwykłego szeregowca, w dłoni ściskam pistolet i narzekam w myślach jak można korzystać z takiego złomu który jest ciężki i niewyważony.
No cóż, w tym miejscu rola szeregowca jest odpowiednia, nikt nie zwróci na mnie uwagi.

Razem ze mną jest kilku innych, jesteśmy żołnierzami klanu który postanowił odbić swoich z twierdzy-więzienia.
Po przeciwniej stronie drogi gdzie też jest nasyp ziemny, zbierają się wojownicy innych klanów, jako obserwatorzy wydarzeń, uzbrojeni, ale nie ingerują.
Wszyscy nawzajem się obserwujemy i napięcie aż o mało się nie skropli,  mierzymy się wzrokiem, ostentacyjnie trzymając broń, by w każdej chwili być gotowym jej użyć.

Właśnie docierają większe siły klanu który chce zdobyć twierdzę,  są ich setki, wypełniają obszar pod murem.
Zdobywają mur, gdy stają na szczycie wspierają ich upiorne postacie, co najmniej dwukrotnie większe od normalnego wzrostu człowieka. Unoszą się w powietrzu, nie mają twarzy,  potargane ich szaty powiewają na wietrze,  upiorni wojownicy wzbijają się wyżej by zaatakować obrońców w locie pikowym.

Zastanawiam się skąd się tu wzięły i kto przyczynił się do tego.
Nie napotykają większego oporu,  Ci którzy zostali pod murem widząc zbliżającą się wygraną, podnoszą krzyk, gestykulują, prężą się jacy to są potężni, wykrzykują dumnie nazwę swojego klanu, która umyka mi w tym momencie.
Widzę w zbliżeniu jednego z wojowników który z dumą się pręży, stojąc w lekkim oddaleniu od tłumu, krzyczy wraz z innymi, jedno co mi przychodzi do głowy zachowują się jak banda fanatyków.

Po krótkiej bitwie dane mi jest widzieć najprawdopodobniej wszystkich odbitych z twierdzy.
Są to przywódcy klanowi, widzę każdego z osobna, dostaję jego szczegółowy rysopis/zdjęcie na tle ulubionego miejsca lub przy ulubionej czynności.

Imiona, informacje co lubi , gdzie spędza czas, jaki jest, wszystkie najważniejsze szczegóły na temat każdego osobnika.
Zastanawiam się po co mi te dane, czas pokaże…

Nadzieja dla spalonego Świata

Znałem tą dziewczynę, a zarazem nie znałem, czarne proste włosy okalające głowę, okrągła twarz, jasna skóra i duże zielone oczy.
Jej dom został spalony, to co zdążyła zabrać ze sobą stało wokół niej.
Znajdowaliśmy się w budynku sporych rozmiarów, wszędzie było pełno ludzi, tłok i rozgardiasz.
Klimat w tym świecie był wilgotny i wszędzie było wszędobylskie słońce.

Wszyscy uciekali przed żywiołem i ten dom stał się ich schronieniem.
Po pokazaniu mi kilku pomieszczeń, poszliśmy na samą górę gdzie znajdował się taras.
Było tam pełno ludzi, rozmawiali ze sobą i odpoczywali w słońcu, przysiedliśmy się do nich, moja wizyta wzbudziła zainteresowaniem, którego na ten moment nie rozumiałem.
Ludzie wodzili za mną wzrokiem, żartowali, ale to wszystko w sympatyczny sposób tak jakby chcieli sprawdzić czy faktycznie jestem z nimi, a nie jestem złudzeniem, niektórzy podchodzili i witali się ze mną.

Powoli dociera do mnie że stało się coś tutaj strasznego, ten żywioł ma swoją przyczynę, wszyscy uciekali przed wojną.
Podczas rozmów zsunęły mi się okulary i potoczyły po ukośnej podłodze, moja Przyjaciółka podniosła je, w tym momencie dostrzegłem że okulary składają się z trzech warstw, jedna warstwa to jeden wyprofilowany kawałek szkła który ochraniał szkła właściwe, a dodatkowo posiadały jeszcze filtr który chronił przed tutejszym ostrym słońcem.
Trochę się poluzowały tym upadkiem, więc zająłem się ich skręcaniem.

Przenieśliśmy się z tarasu w inne miejsce, widzę dwie postacie jedna góruje nad drugą.
Odczuwam że to ja jestem tą wyższą postacią, trudno opisać jak wyglądam, widzę tylko kształt głowy i kolor skóry błękitno stalowy.
Nagle z mojej głowy wysuwa się organiczny wysięgnik, który przypomina teleskopowy peryskop. Okazuje się że jest to broń, pada jeden strzał, nie wiem czy w coś trafia, czy jest tylko demonstracją siły.

Zastanawiam się czy to byłem ja czy ożywiłem awatara strażnika tego Świata.
Jakkolwiek by nie było moja Towarzyszka była zachwycona, rozpierała ją radość.
Po strzale broń wróciła do stanu wyjściowego i jedyny po niej ślad jaki pozostał to kościany grzebień w kształcie trójramiennej gwiazdy na mojej/awatara głowie.
Kształt też przypominał uproszczoną runę algiz.

Po tym wszystkim szliśmy ulicami opuszczonego miasta, gdzieniegdzie mijaliśmy ludzi, ale z reguły wiało pustką. Widać też było że tam gdzie ludzie opuścili swoje domy, musiało się to stać całkiem nie tak dawno.
Dotarliśmy do długich schodów, pomiędzy opuszczonymi budynkami, spotkaliśmy tam przyjaciółkę mojej Towarzyszki, która wciąż nie mogła się uspokoić, przez cała drogę podskakiwała radośnie.

Powiedziała do swojej przyjaciółki z wielką emfaza „…wiesz co on zrobił”, mówiła to z taką radością i nadzieją w głosie, że aż serce się radowało.
W myślach zastanawiałem się, że może lepiej jak to wszystko zostało by w tajemnicy i czy ta napotkana dziewczyna jej dochowa.
Po rozmowie szliśmy dalej opuszczonymi ulicami nieznanego mi miasta…

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój