John Bradshaw – Toksyczny wstyd. Jak uzdrowić wstyd, który cię zniewala – recenzja

Wstyd sam w sobie nie jest niczym złym. Wstyd, to normalne, ludzkie uczucie. Co więcej, by zostać w pełni człowiekiem, wręcz należy odczuwać wstyd. Wstyd określa nasze granice. Dzięki wstydowi nie przekraczamy własnego człowieczeństwa, zdajemy sobie bowiem sprawę, że popełniamy błędy i będziemy je popełniać, że bez czyjejś pomocy nie poradzimy sobie w życiu. Wstyd uświadamia nam, że nie jesteśmy Bogiem. Na zdrowym wstydzie osadza się poczucie pokory. Z niego wyrasta duchowość. […]

Toksyczny wstyd jest udręką, zmusza więc człowieka do ukrywania go. W ten sposób rodzi się fałszywe ja. Kto uważa, że jego prawdziwe Ja jest ułomne, potrzebuje Ja innego, pozbawionego tych cech – Ja fałszywego. Przeistoczenie Ja prawdziwego w fałszywe jest równoznaczne ze śmiercią psychiczną. Przyjęcie fałszywego Ja równa się utracie autentycznego człowieczeństwa. Alice Miller nazywa ten proces tworzenia fałszywego Ja „mordowaniem duszy”. Nie ma bardziej drastycznego przejawu gwałtu na własnej osobie niż toksyczny wstyd. Toksyczny wstyd tkwi u źródeł większości zaburzeń emocjonalnych. […]

Jak uzdrowić ten chorobliwy wstyd? Gdzie szukać nadziei? O tym jest ta książka. Opiszę w niej własną drogę ku uleczeniu toksycznego wstydu. Odbycie tej podróży to najważniejsze ze wszystkich moich doświadczeń życiowych. Toksyczny wstyd jest wszechobecny, działa podstępnie, jest potężny, wprawia w zakłopotanie. Jest mroczny i tajemniczy, i w tym tkwi jego potęga.

Tak wypowiada się sam Autor na temat toksycznego wstydu, który zniewala nas w najbardziej nieodpowiednich momentach naszego życia. Książka zrozumiale i w przystępny sposób analizuje – krok po kroku – powstawanie wstydu i czemu lub komu on służy.

Nie przeczytamy jej jednym tchem, ponieważ odkrywa przed nami głębię naszej istoty, pomagając odnaleźć to, co pogubiliśmy idąc drogą przez życie.

John Bradshaw – Zrozumieć rodzinę. Rewolucyjna droga odnalezienia samego siebie – recenzja

Wiele napisano już o rodzinie jako systemie. Większość tekstów skierowana była do doradców, terapeutów i klinicystów – profesjonalistów pracujących na tym polu. Z tego co wiem, niewiele napisano na ten temat dla laików. Jednak laik także potrzebuje pomostu dla zrozumienia tych nowych i znaczących koncepcji. Najważniejszą sprawą jest zrozumienie w jaki sposób każdy z nas traci swoje prawdziwe ja w niezdrowym systemie rodzinnym, i jak nasze systemy rodzinne uosabiają i tworzą uzależnione społeczeństwo, w którym żyjemy […]

Wierzę, że duchowość jest związana z osiąganiem pełni człowieczeństwa. Źródło ran, które niszczą naszą pełnię może zostać odkryte przez badanie naszego systemu rodzinnego. Moją tezą jest to, że kryzys w dzisiejszym społeczeństwie przejawia się w naszych rodzinach, które tworzą nasze społeczeństwo i w społeczeństwie tworzonym przez nasze rodziny. To, co dzieje się w rodzinie jest źródłem walki wewnątrz nas samych i w dużym stopniu wojen toczonych z innymi ludźmi. Te walki wewnątrz nas nazywam uzależnieniami.

Uzależnienie i wojna są złem. Przejawiają się w kłamstwie i zabijaniu. Wydają się mieć moc przekraczającą indywidualny wybór jednostki.”

(fragment Wstępu do książki)

Książki Johna Bradshaw’a to wynik jego osobistych doświadczeń i doświadczeń jego pacjentów. Prezentuje w nich własną drogę do duchowości i dzieli się nią z czytelnikami.

Zrozumieć rodzinę to wprowadzenie do jego następnych książek, które napisał. Doskonała lektura, która burzy stereotypy na temat wychowania dzieci, analizuje w przystępny dla niezorientowanego czytelnika rozwój i mechanizmy zaszczepione w dzieciach przez nieświadomych rodziców. Kolejne jego książki rozwijają bardziej ten temat, a są to: Toksyczny wstyd, Powrót do swego wewnętrznego domu, Twórcza moc miłości.



… bo tak bardzo cię kocham!

“Zastraszę cię, wejdę z butami w twoje życie, naładuję cię poczuciem winy i odrę cię z wszelkiej pewności siebie, bo w ten sposób mogę utrzymać nad tobą kontrolę – by pokazać ci, jak bardzo cię kocham!”

Nie pamiętam już, w której z książek znalazłam to zdanie, które umieściłam w nagłówku bloga. Brzmi ono jak chora definicja najwznioślejszej z uczuć – miłości. Miłości do dziecka, do rodziców, do współpartnera, do przyjaciela… Poraziła mnie prawda krzycząca zza tych słów. Destrukcja, zniewalanie, niszczenie tożsamości drugiego człowieka – i to wszystko w imię miłości (!).

  • Czy miłością jest zastraszanie, szantaż, odzieranie z człowieczeństwa drugą istotę ludzką?
  • Czy miłością jest ograniczanie, nadmierna kontrola i manipulacja wolną wolą drugiego człowieka, zmuszając w ten sposób do podporządkowania go sobie?
  • Czy miłością jest zadawanie bólu drugiej osobie, by zaspokoić swoje chore potrzeby i wymagania wobec niej, i żeby poczuć się lepiej kosztem jej cierpienia?

Za tym wszystkim kryje się strach i niedowartościowanie osoby stosującej te wymagania. Kiedy zastraszy i upokorzy osobę kochaną, czuje się silniejszy, bardziej wartościowy. Kiedy poniży i zmanipuluje, wydaje się mu/jej, że w ten sposób zyska na wartości – przysłowiowo obetnie głowę, by poczuć się kimś lepszym.

Zastraszę cię, bo w ten sposób odbiorę ci siły do walki. Kontrolując twoje myśli, przyjaciół, twoje zainteresowania, udowodnię ci, że jesteś nikim, jesteś zerem, beze mnie sobie nie poradzisz. I w ten sposób pokażę ci, jak bardzo cię kocham, jak bardzo jestem zależny/zależna od ciebie. Moją słabość ukryję za twoim bólem, mój strach ubiorę w niszczenie twojej indywidualności, bo w ten sposób utrzymam cię przy sobie…
Moje przerażenie zniszczy wszystko, co najpiękniejsze jest między tobą i mną… bym nie poczuł bólu rozstania… bym nie czuł zranień, które kiedyś mi zadasz…

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój