Fabryka

Etapy mojego życia…

Przechodziłem przez hale produkcyjne, pracowali w nich ludzie, z hali do hali przechodziło się przez drzwi, wszystkie były w jednym ciągu, a po przeciwnej stronie tuż za ścianą znajdowała się hala główna.
Przechodząc tylko przez z hale z ludźmi byłem oddzielony od hali głównej, tylko gdzieniegdzie miedzy halami był szerszy korytarz z torami po których przejeżdżał wózek , z różnymi materiałami, a ostatni wagon to jakaś butla jakby na gaz, i trzeba było być ostrożnym.
Ludzie pracowali w grupach przy stołach, na spokojnie i bez pośpiechu , panowała zdrowa atmosfera, widziałem detale i narzędzia.

W pewnym momencie hale się skończyły, wyszedłem na otwartą przestrzeń, teren był rozmokły, szedłem tuż przy ścianie pod okapem z dachu, tak jakby padał deszcz lub było po deszczu, pod okapem ziemia była miękka ale jeszcze można było iść.
Doszedłem do większego rozlewiska, które zagrodziło mi drogę do wyjścia z terenu fabryki, woda chwilami była dość głęboka, ale przy brzegu jak do kolan.
Nie zastanawiając się podwinąłem nogawki i wskoczyłem do wody, na dnie był śnieg który jeszcze nie stopniał chwilami był zlodowaciały, a w większości o porowatej konsystencji i chyba dostrzegłem małe pływające rybki na tle małych dziurek w śniegu.
Cała droga była zalana, było coraz głębiej, więc porzuciłem pomysł przejścia przez wodę, w oddali widziałem budkę strażnika i stojącego tam starszego mężczyznę.
Po mojej lewej stronie zobaczyłem uliczną lampę, woda zniszczyła grunt, i lampa stała teraz jakby na półwyspie. Postanowiłem że podejdę w górę do lampy, okazało się żę podejście jest bardzo strome i nie byłem w stanie samodzielnie się tam dostać.
Na górze znajdowała się jakaś grupa ludzi i młody o jasnych włosach chłopak, położyłem się na prawym boku, o stromiznę, zapierając się nogami.
Miałem nadzieję że ktoś na górze lub chłopak poda mi rękę i pomoże mi wejść, nikt jednak mi nie pomógł, znalazłem mały otwór, gdzie mogłem włożyć tylko 2 palce. Zaparłem się i z wysiłkiem podciągnąłem się na górę…

Dzieci i olbrzymy

Od kilku miesięcy zatracam często granicę jeśli chodzi o sny, które są pod różnymi względami odmienne.
Nie wiem czy jestem obserwującym czy obserwowanym, teraz jest czas że jest to wymieszane.

Zagrożenie, wojna, przekraczanie granicy na rzece /jeziorze.
Grupa “dzieci” ucieka, każde w inna stronę, widzę obrazy drzew z różnych miejsc do których kierują się dzieci.
Do jedzenia mają małe kawałki mięsa, widzę jak jem lub je dziecko kawałek wątroby.

Miejsce już inne, tunele pod ziemią.
Grupa potężnych mężczyzn, jest ich niewielka grupa, tunele są zakorkowane lodem i śniegiem.
Idą dwójkami, dłońmi rozdrabniają lód i śnieg, śpiewają i zagrzewają się słowami do ciągłego wysiłku niczym lodołamacze kruszące lód.
I tu też nie wiem gdzie jest obserwujący, bo z jednej strony widzę cała sytuację, a z drugiej sam rozrzucam śnieg i lód.
Dochodzą do strasznie wysokiego spadu, ziemia staje się jakby “taśmociągiem” i trzymając się jej/jego osuwają się powoli do rozpadliny.
Nie mam pojęcia co pomaga im kruszyć lód i śnieg gołymi rękoma, a tym bardziej trzymać się ziemi spadając w głęboką przepaść.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój