W pomieszczeniu znajdowało się kilka osób, wśród nich znajomy robiący ciemne interesy z nieznanym mi człowiekiem.
Wszedł człowiek-duch, usiadł na chwilę, by po chwili zaraz wyjść. Nie wiem skąd to przyszło i dlaczego poszliśmy za nim, ja byłem tym który go „widział”, towarzysz nie.
Śledząc nasz „cel”, wygłupialiśmy się, nie tracąc go z oczu, w pewnym momencie jednak zniknął, jakby sie w jednym momencie „przemieścił” w tylko sobie znane miejsce. Dalej już tylko sam kontynuowałem, lotem dywanowym przeczesywałem uliczki, zakamarki, unosząc się nad dachami by obserwować większy obszar. Mijałem nie raz specyficznych przechodniów, malowane twarze, krzykliwe kolory i stroje, dziwaczne fryzury. Na pewno nie byli ludźmi, widzieli mnie, ale nic sobie z tego nie robili, każdy szedł w swoją stronę.
Odnalazłem poszukiwanego.