Wejdę w moją miłość niespełnioną
Mój wzrok wyprzedzi mą duszę,
Ziemia rozgrzana, las tętniący życiem, łąki wyludnione i góry wiatrem spowite
Dusza wypełniona tęsknotą objąć wszystkiego nie zdoła
Uleci by być tym co w wolności spoczywa
Będzie wtedy wszędzie, swojego miejsca nie znając
Autor: Śniący
Wiatr
To co było odeszło
To co będzie wiatr swoim oddechem wyrzeźbi
Spotkanie z ludem Lu
Siedzimy sobie swobodnie, moja rozmówczyni siedzi na tapczanie, a wokół niej siedzą jej podopieczni i uczniowie.
Rozmówczyni wygląda jak latynoska, siedzimy na przeciw siebie i ona opowiadając rożne historie cały czas się uśmiecha, ma specyficzny styl mówienia coś w stylu wesołego kaznodziei.
W pewnym momencie bardzo mocno wpatruje się we mnie, jej oczy są bardzo blisko, w odcieniach zieleni i żółci, uśmiecha się przy tym i coś mówi, pomyślałem wtedy że zachowuje się jak smok, nie wiem dlaczego 😉 Ta jakby mnie sprawdzała.
Jesteśmy już w innym miejscu i o innej porze dnia, tak jakbym spędził już z nią kilka dni. Moja rozmówczyni siedzi na leżaku , pora jakby poranna, jest zmęczona, nieumalowana, masuje sobie stopy.
Opowiada mi o jakimś przypadku swojego pacjenta, którego leczyła.
Używa specjalistycznego słownictwa, tak jakby się dzieliła ze mną swoim doświadczeniem.
Kolejne pomieszczenie siedzę w nim z 2 osobami plus obok mnie siedzi kolejny nauczyciel, który pilnuje aby nic nas nie rozpraszało.
Po tym wszystkim biegnę ulicą podskakując wysoko, dotykając reklam, sam dziwie się że tak wysoko udaje mi się skakać.
Słyszę pieśń, widzę litery tej pieśni, dostrzegam też tubylców Opiekunkę z która rozmawiałem wcześniej, jej podopiecznych i innych. “Jesteśmy LU , Lusi..”, określenie lu, lusi przewija się w rożnych odmianach w słowach pieśni.
Przeniesienie i jestem w restauracji na powietrzu, prowadzimy dyskusje, wokół nas sporo stolików prawie wszystkie zajęte.
Rozmówczyni po mojej lewej stronie wpada w szal, tak jakby była opętana, syczy i chce się rzucić na kogoś.
Błyskawicznie wstaje unoszę prawa rękę nad jej głowa, nie pamiętam co mowie, to wszystko dzieje się bardzo szybko, w trakcie tego wszystkiego ruchu i słów opada na jej twarz woal, ona przewraca się na plecy przykryta tym woalem już spokojna i nie sprawiająca zagrożenia.
Ludzie wokół są przestraszeni tym co zaszło, padają pytania czemu ja tak szybko zareagowałem i w ogóle niczego się nie balem.
Odpowiedziałem na to, że za dużo razy wcześniej już to robiłem, pytają się co można robić w takich przypadkach, mowie im o modlitwie.
Z drugiego końca sali kobieta wyśpiewuje pytanie, okazuje się że ma problem zdrowotny, w odpowiedzi odsyłam ja do lekarza.