Złote Ptaki

W dalekiej krainie, pośród lasów i wzgórz, noc zastała Brokatowego Smoka i Zieloną Wronę. Podziwiali piękno nocy, gdy niespodziewanie niebo rozbłysło i pojawiła się zagadkowa łuna.

Brokatowy, że akurat w tym momencie miał głowę wyżej , dostrzegł co się dzieje.
To Złote Ptaki Północy przelatywały w swej długiej wędrówce nad tą krainą.
– Leć i zobacz Zielona, piękno tych świateł.

Zielona z przejęcia powietrza się nałykała i tylko ile piór starczyło, wzbiła się w górę, ponad wzgórze, bym móc zobaczyć rzadki widok, złocistą smugę ptasich wędrowców.

Smokowi się nie spieszyło, ale po chwili postanowił dołączyć do swojej przyjaciółki.
Rozpędził swoje cielsko, a że się wcześniej nie spieszył, Zielona miała sporą przewagę nad nim, więc gnał ogniście na złamanie skrzydeł.

Brawura była szybsza od niego, biorąc ostry zakręt pacną swym wielkim cielskiem, w suche koryto rzeki.

Zielona zawróciła i skrzeczy nad smokiem.
– Ty gruby młotku, a hamulce to gdzie?
Brokatowy zaciągając tubalnie, nie pozostał jej dłużny.
– Kołysce zostawiłem zielony kołku.

W tle tej przyjacielskiej rozmowy ostatni Złoty Ptak rozbłysną nad horyzontem, zostając już tylko niezatartym wielokolorowym wspomnieniem…

ko

Poczucie komfortu

Dwaj przyjaciele, jeden dwunożny, a drugi na czterech kudłatych łapach, wracali ze wspólnej wyprawy.
Zmęczeni przysiedli sobie na przystanku, w oczekiwaniu na autobus, który odstawi ich do domu.
Po krótkim czasie podjechało nawet kilka autobusów i Kudłacz ochoczo się poderwał.
Odwracając głowę mówi wymownym wzrokiem, rozumieją się bez słów.
-To już teraz, wsiadamy.

Człowiek zaprzeczył ruchem głowy.
– To jeszcze nie ten, i na spokojnie poszedł układać ich bagaże.
Wracając zastał pusty przystanek, a pies czekał pod niewielką budką, w której za ladą stała nieznana im wiekowa staruszka.

Podszedł do budki, przywitał się ze starowinką i wdał się w krótką pogawędkę.
Nie minęło kilka oddechów…
Przed lada był niewielki płotek, który skutecznie utrudniał wygodną rozmowę, przeszkadzał nogom zając najwygodniejszą pozycję.

Z myślą o poprawieniu swojej postawy, nasz bohater lekko się odwrócił i jakież było jego zdziwienie gdy okazało się, że „chatka” znajduje się w tym momencie kilkadziesiąt metrów nad ziemią.

Skomentował to z humorem, że o mały włos i by zleciał, podziwiając zielone korony drzew
i rozległą przestrzeń po horyzont.
Poprawiając swoją pozycje przeskoczył płotek i znalazł się w środku budki.

Z zewnątrz wyglądała na dość małą, ale w wewnątrz można było dostrzec uchylone drzwi do kolejnego pomieszczenia. Co dało mu do myślenia, że jest większa niż można było stwierdzić na pierwszy rzut oka.

Jeszcze ta myśl się nie skończyła, a kątem oka dostrzegł ruch, tam gdzie nikogo nie było.
W wiszącym lustrze na ścianie, mignęła jakaś postać.
Rozglądając się uważniej widzi/czuje, że jest tutaj więcej osób, niż tylko niepozorna staruszka, a ukrywanie dość dobrze im wychodzi.

Pomimo wszystko, choć wciąż goście pozostają w ukryciu, postanawia ich pozdrowić.
Dostrzega chwilami tylko krótkie obrazy, w których przemykają niewidzialni goście, ubrani
w kolorowe, egzotyczne stroje.

Jak często nie doceniamy warunków zewnętrznych, jak duży potrafią mieć na nas wpływ.

Morał z tego taki…
Zmień swoje podejście do poczucia komfortu, a pójdziesz dalej i zobaczysz więcej…
Co nie znaczy, że mamy uciekać tylko na bezpieczne pozycje, ale bierzmy pod uwagę jak wpływają na nas czynniki zewnętrzne i wyciągajmy wnioski.
Jak to stare przysłowie pszczół mówi „co nas nie zabije, to nas wzmocni” 😉

alone

Wewnętrzne miasto fobii

Widzę rzekę która przepływa przez środek miasta, po obu jej stronach stoją budynki różnej wielkości, a gdy dochodzę do centralnej części wyłania się z niej najwyższy budynek. Wszystko jest schludne i zadbane.
Widok przywodzi na myśl mały port, ale to za dużo powiedziane.

Idę wąską uliczką na której prawie nikogo nie ma, widzę przed sobą rodzinę ojciec
i matka z dzieckiem. Zbliżam się i wchodzę pomiędzy nich, obserwując przede wszystkim ojca, matka z dzieckiem z chodzi na dalszy plan.

Wygląda na zniszczonego człowieka, cała jego twarz jest w bliznach, koloru brudnej czerwieni. Idzie na sztywnych nogach, każdy krok jest dla niego ogromnym wysiłkiem, porusza się jakby w każdej chwili mógł się przewrócić, wzrok mężczyzny na niczym
się nie skupia, jest pusty i bez wyrazu.

Powoli dochodzimy do cześć osiedlowej, przechodzimy miedzy budynkami, po lewej stronie wyłania się płot, a zanim żywopłot. Na ciemnym tle dostrzegam pająka na rozpiętej sieci, pająk jest wielkości dłoni, sam jego odwłok jest wielkości gruszki, tłusty i żółty
w różne wzory.

Podchodzę by przyjrzeć się owadowi, po chwili zmienia on kolory i rośnie, jego odnóża puchną i przypominają ramiona człowieka, pojawia się karykaturalna głowa.

Niewielki pająk potrafi wzbudzić lęk u niektórych osób, a co wtedy jeśli rośnie on
w naszych wyobrażeniach i staje się naszym największym koszmarem….

 

pajak

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój