„A co ja nie mogę, przecież potrafię…”

Szedłem z jakimś obcym mężczyzną na spotkanie, podobno miało na tym spotkaniu „wystąpić” medium.
Wchodzę do pomieszczenia, a tam kogo widzę, mój niepełnosprawny kumpel, podał się za medium i zamierza dać przedstawienie, wszyscy dookoła czekają niczego nie świadomi.

Znam go od lat, zawsze lubił ładować się w różne dziwne sytuacje, nie raz trzeba było go wyciągać za uszy. Przyszedł pewien moment, przegiął i nasze drogi się rozeszły.
Kumpel na całego wprowadza się w trans, wołam go, ale nic nie dociera, wiem że wybijanie go teraz może mu zaszkodzić, ale jak już by wszedł w trans nabruździłby sobie jeszcze bardziej.
Zdeterminowany „wóz albo przewóz”, jak słowa do niego nie docierają, czynię nad nim błogosławiony znak.
Wstaje jak gdyby nigdy nic, jakby właśnie miał zamiar się obudzić i nic się nie działo…

23 marca 2007

Smak życia

Wczoraj miałem ciężki dzień, tak naprawdę siadłem sobie dopiero po 23., trzeci tydzień mini maratonu.
Po racy do następnej pracy, a przedtem w biegu wyjście z psem, później sprint na autobus i jazda do miasteczka gdzie zawracają ptaki, a centrum miasta jest krzyżówką 5 ulic;)

Okazuje się, że jednak przyjechałem na darmo, ale z jednej strony to dobrze pomyślałem sobie, że to mi da szansę na załatwienie kilku spraw, na które normalnie nie mam czasu.
Zaszalałem i kupiłem sobie słuchawki high-end, ledwo, ledwo mój sprzęt pozwala rozwinąć im skrzydła, no ale cóż teraz mogę zaliczać odloty muzyczne;)

Zjazd do domu i długi spacer z psem do Łabędzi, w ciemności ludzie nieopodal przemykają, z oddali słychać bawiących się, gdzie nie gdzie przemknie ptak, a ja siedzę zatopiony w modlitwie, wpatrzony w taflę wody i ciemność ponad koronami drzew w oddali.

Powrót do trzeciej pracy, a tam to brak zdjęcia produktu, to brak danych , jak tak można pracować, bajzel, z chęcią walnąłbym to wszystko, gdyby tylko mogło to czemuś pomóc.
To nie wszystko, kropką nad „i” był słowa pewnej „Truskawki holenderskiej”,
„…miałam propozycję pracy ale zastanowiłam się i wolę malować meble(czytaj dalej siedzieć w domu)”.

No to jak dla mnie to już było za wiele, gdybym był Garou to zawyłbym jak stąd do wieczności i zrobił z niej prosciutto, ale nie siła spokoju;) i jedziemy zgodnie ze sztuką bez rzucania mięsem, bo jeszcze trochę, a bym się nie oszczędzał ale i bez mięsa nie było jej do śmiechu.
Rano gdy jako tako wróciłem do rzeczywistości dostaję wiadomość ”Idę do pracy. Od poniedziałku zaczynam!” No to rozumiem;)

Wszystko to przypomina mi pewne wydarzenie, kilka lat temu szedłem na autobus, to były luźne czasy pomieszania z poplątaniem, ale nawet w taki momencie idąc, odczuwając wszystko dokoła, widząc wiatr w koronach drzew, odczuwając każdy krok, zapach powietrza, najmniejszy szczegół, coś we mnie krzyczało „smak życia”.

Życie nie traci smaku, to my tracimy jego smak.

16 marca 2007

Żołnierz Nefertiti

Kilka lat temu szliśmy tuż obok siebie, rozmawiając
Maszyna do zabijania, która wykona wszelkie rozkazy
Nie musi jeść, spać, nie męczy się
Istotą życia jest wykonać rozkaz
Przerażające, straszne?
Mój pierwszy instruktor latania;)

13 marca 2007

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój