Klimatycznie…

Fragment morza otoczonego przez wysokie mury, ponad którymi wzniosiły się światła miasta.
Woda są klarownością, aż zachecała do kąpieli.
W pewnym momencie dostrzegłem ośmiornico-kałamarnicę , jakieś takie “coś”, które płynąc po powierzchni cieszyło się zdobyczą z człowieka(znana mi symbolika tego “czegoś”).
Stworzenie gryzło mężczyznę, wciąż wołął on o pomoc, mówiłem do swojej towarzyszki, że czuję jak go
“gryzie”, czując jego “ból”.
Wskoczyłem do wody, po chwili walki i uników, unieruchomiłem “potworka”, dociskając go stopami, zawołałem kogoś o pomoc, sprowadzało się do tego jak z zawiązaniem paczki z prezentami. Coś stylu “potrzymaj, tu palcem, a ja zrobię węzeł”.
Po wszystkim delektowałem się morzem, poźniej znalazłem się pośród wąskich i stromych uliczek, położonych tuż na skraju muru miasta. Krawędzie były zabezpieczone poziomymi barierkami, lekko wygietymi, czasami chodząc po nich bardziej z musu niż potrzeby, z powodu wąskich uliczek, zastanawiałem się, że tak naprawdę to mało co zabezpieczały, wystarczy chwila nieuwagi i jesteśmy już kilkanaście metrów niżej.
Odnoszę wrażenie, że miasto i jego budowa symbolizowało życie co niektórych ludzi.

Inne miejsce, inna symbolika.

To była jakby “gra”, trzeba było kogoś zabić, tylko był pewien problem, jakiekolwiek eliminacja przeciwnika sprowadzała się do utraty reputacji. Widziałem każdy szczegół, w pewnym momencie pojawił się Ktoś, kto wskazał wyjście z danej sytuacji.
Zadaniem była likwidacja pewnej Wysokiej Rady, wszystkich jej członków miałem możliwość zobaczyć.
Uśmiechnąłem się poznając fortel, wyjaśnienia przyniosły podpowiedź, że jeśli to pozostanie w Rodzinie i zostanie wykorzystana Vendetta, wtedy odbędzie się to według Prawa.
Dostosowując się do tego, zlikwidowałem wszystkich, postacie znikały jedna po drugiej, nic nie zostało odjete, żadne “punkty” się nie zmniejszyły.
Zakończeniem była rozmowa wyluzowanych facetów, żartujących sobie niewybrednie.

Małe zrozumienie…

Dowiedziawszy się ostatnio, o filozofii względem mnie moich wrogów, zrozumiałem “sen”, który miałem pierwszej nocy, będąc ostatnio w Pustelni.
Śniłem, widząc siebie i wroga, którym ja sam mogłem się stać.
Teraz zrozumiałem, że wrogiem uczyniłoby mnie opowiedzenie się po ich stronie.
W “śnie” dałem jakby świadectwo na co jestem gotów, rozcinając mieczem samego siebie/siebie-wroga.
Ostrze, zagłębiające się w ciało, chrzęst kości, determinacja, wciąż dźwięczą w mojej pamięci.

Podróż małej Minio

Mała dziewczynka niosła dla mnie pewną rzecz, ale ją zgubiła i bała mi się o tym powiedzieć.
Jej starsza siostra Brygitka powiedziała, że ja “nie daję manta”, pomimo tego bała się.
Odwiedziła mnie i przyznała się do zguby, poprzekomarzaliśmy się trochę, ile to mała Minio ma latek, stanęło na tym , że jest mała i ma prawo nie umieć dobrze liczyć, a już tym bardziej różnych czasów.
Powiedziała to z gracją małego bobasa, nie jedną skałę by tym skruszyła.
Kochasz mnie braciszku? – zapytała.
Jak starszy brat mógłby nie kochać swojej młodszej siostrzyczki…

Przez całe swoje życie, podróżujemy jak mała Minio przez różne miejsca( tu wpisz sobie cokolwiek zechcesz: swoje wnętrze, swoje życie, swoje troski, radości, odpowiedzi i pytania).
Od dzieciństwa nosimy przy sobie skórzany woreczek, w którym zbieramy kawałki układanki, które składają się na nas samych.
Nie zbieramy ich aby ułożyć jakiś z góry założony obraz siebie.
Nasze doświadczenia, a przede wszystkim nasze wybory, są twórcami tego “obrazu”, sami kształtujemy nasze życie.
Jedynym, kto widział ten nasz nienamalowany obraz, obraz, który wciąż, z każdą chwilą “się maluje” – Bóg w bliskości nas, niepojętej…

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój