Wiele wizji, snów, przemyśleń i niezrozumiałości
Wyciągania wniosków, interpretacji, obserwacji lub poprostu puszczenia wszystkiego
Pisać o tym teraz i ostatnio, jakoś nie ma tej otwartości i chęci
Proza życia ma swoja wagę, która chwilami odbija się piętnem na Nas samych
Leukemia, obawy, przeszłość i przyszłość, alienacja, ucieczka, samotność i głucha cisza
Oddam duszę muzyce…
„Po mnie przyjdą silniejsi”
Przybiliśmy do szerokiej grobli, która rozdzielała jezioro, wszędzie pełno żaglówek, motorówek, ludzi zażywających kąpieli, aż samemu by sie chciało skorzystać z choć krótkiej chwili ochłody.
Stojąc przy brzegu opieram sie o jakiś pomost, ludzie wsiadają na statek, jakieś krzykliwe kobiety rozpychają się niemiłosiernie, jedna z nich wpada na mnie. Nie wiem czemu ale mówię wtedy ”woda, woda”, po chwili rozwrzeszczana gromadka kobiet jest juz na statku. Znienacka pojawia się „dziwny” mężczyzna, jest coś w nim takiego, że od razu budzi to moją nieufność. Wciąga rękę, że niby chce mnie dotknąć, jakby ta jego nieporadność miała coś ukryć. Jednym ruchem wrzucam go do wody, pomiędzy brzegiem, a przycumowanym statkiem. Budzi to zdziwienie wśród pasażerów, „delikwent” nie wypływa, po chwili jeden z pasażerów stwierdzając że „tutaj tak jest głęboko” wyciąga skądś trupa i topi go sobie, skupiając na tym uwagę wszystkich.
Walczę z „kimś” albo to kumpel wrzuconego do wody albo on sam. Tylko, że teraz jest to inny wymiar, i fizyczność jest tutaj pomijalna. Postać jest bezcielesna, ale tak jakbym dostrzegał jej kontury. Nie ruszając się, ale wykonując jedno uderzenie, które nie jest uderzeniem w fizycznym znaczeniu tego słowa, miażdżę jego lewą stronę , drugie uderzenie miażdży prawą stronę. Jeśli miałby kości to każda była by połamana…
Siedzę sobie na łóżku rozmawiając z mężczyzną który wspomina jak to kiedyś pracował , w jakich warunkach i jak to się kiedyś piło. Mimo że śnię, analizuję to co wydarzyło się wcześniej. Opisuję walkę, odczuwam ją, zajmuje mi to 3 strony A4. W drugim pokoju jest ktoś kto nie odwraca sie by spojrzeć, wciąż widać jego plecy. Przychodzi mój ojciec z zapytaniem czy sobie wszystko zapisałem, podnoszę kartki z podłogi obok łóżka stwierdzając, że „tak”.
Ostoja
Pomiędzy domami, wśród betonu i stali była sobie mała „działeczka”.
Nieduża, a zarazem pełna zieleni, zakamarków, z różnymi bramami, jedna prowadziła na otwarty teren. Nie była moja, tak jakby mój znajomy umożliwił mi przebywanie w tym miejscu. Nie byłem sam, była tez ze mną jakaś kobieta, nie licząc różnych tabunów zwierząt , ale o tym później.
Pomimo, że to tylko mała oaza zieleni, chwilami było niebezpiecznie.
Jak już mówiłem zamieszkała była przez wiele zwierzątek;)
Wszędzie za mną chodził mały biały bulterierek, trochę w oddaleniu jakiś inny psiak, „tam” jeszcze jakiś inny. Przechodząc obok wielkiego kopca gałęzi i liści, który podejrzanie drżał, wyszło z niego stado zwierząt przypominające likaiony. Były mocniej zbudowane, miały większe oczy, można było wysnuć wniosek, że są przystosowane do nocnych polowań w przeciwieństwie do swoich braci likaonów. Chwila niepewności jak zareagują, ale okazuje się że nie mają wrogich zamiarów. Spokojnie korzystałem z chwil, pomiędzy „stalą i betonem” wśród zieleni rozmawiając z kobietą.