Przybiliśmy do szerokiej grobli, która rozdzielała jezioro, wszędzie pełno żaglówek, motorówek, ludzi zażywających kąpieli, aż samemu by sie chciało skorzystać z choć krótkiej chwili ochłody.
Stojąc przy brzegu opieram sie o jakiś pomost, ludzie wsiadają na statek, jakieś krzykliwe kobiety rozpychają się niemiłosiernie, jedna z nich wpada na mnie. Nie wiem czemu ale mówię wtedy ”woda, woda”, po chwili rozwrzeszczana gromadka kobiet jest juz na statku. Znienacka pojawia się „dziwny” mężczyzna, jest coś w nim takiego, że od razu budzi to moją nieufność. Wciąga rękę, że niby chce mnie dotknąć, jakby ta jego nieporadność miała coś ukryć. Jednym ruchem wrzucam go do wody, pomiędzy brzegiem, a przycumowanym statkiem. Budzi to zdziwienie wśród pasażerów, „delikwent” nie wypływa, po chwili jeden z pasażerów stwierdzając że „tutaj tak jest głęboko” wyciąga skądś trupa i topi go sobie, skupiając na tym uwagę wszystkich.
Walczę z „kimś” albo to kumpel wrzuconego do wody albo on sam. Tylko, że teraz jest to inny wymiar, i fizyczność jest tutaj pomijalna. Postać jest bezcielesna, ale tak jakbym dostrzegał jej kontury. Nie ruszając się, ale wykonując jedno uderzenie, które nie jest uderzeniem w fizycznym znaczeniu tego słowa, miażdżę jego lewą stronę , drugie uderzenie miażdży prawą stronę. Jeśli miałby kości to każda była by połamana…
Siedzę sobie na łóżku rozmawiając z mężczyzną który wspomina jak to kiedyś pracował , w jakich warunkach i jak to się kiedyś piło. Mimo że śnię, analizuję to co wydarzyło się wcześniej. Opisuję walkę, odczuwam ją, zajmuje mi to 3 strony A4. W drugim pokoju jest ktoś kto nie odwraca sie by spojrzeć, wciąż widać jego plecy. Przychodzi mój ojciec z zapytaniem czy sobie wszystko zapisałem, podnoszę kartki z podłogi obok łóżka stwierdzając, że „tak”.
“analiza to środki lecznicze dla ubogich…”