Nienawiść zatruwa nas tak długo, jak długo jesteśmy jej nieświadomi. Im dłużej jej zaprzeczamy, tym dłużej będziemy ją projektować na osoby niewinne, które w jakimś stopniu przypominają nam obiekt nienawiści.
Nie rodzimy się z nienawiścią w sercu, nie mamy jej zakodowanej w genach, by od razu się ujawniała z chwilą narodzin. A najczęściej towarzyszy nam przez całe życie wywołując różne dolegliwości – od psychosomatycznych po nieuleczalne choroby.
Jeżeli wiem, uświadamiam sobie, co mi uczyniono, jeśli mogę odczuć oburzenie i wściekłość na rodziców i otoczenie – emocje, które musiałam tłumić w związku z ich postępowaniem – nie będę miała potrzeby przenoszenia ich na inne, niewinne osoby, czy karania siebie za to, co naprawdę odczuwam.
Kiedy świadomie odczuwam nienawiść, nie muszę już z tego powodu szkodzić innym, ani nikogo zabijać – werbalnie czy niewerbalnie. Kontroluję to uczucie i swoje postępowanie.
Zilustruję to przykładem. Na jednym z forów pojawiła się nowa osoba, wyrażając opinię, która nie spodobała się jednemu ze stałych bywalców. Zaatakował ją niewybrednym epitetem, podsumowując jej wypowiedź. W ten sposób starał się „zabić” jej odmienne zdanie. Robimy to bardzo często nie uświadamiając sobie, że w ten sposób zostały uruchomione mechanizmy wyniesione z domu.
Kto był największym autorytetem w domu, któremu należał się największy posłuch, inaczej karał i podporządkowywał sobie innych w sposób bolesny i krzywdzący? Kto zjadliwie sączył jad autorytetu, któremu nikt nie mógł się sprzeciwić, a zwłaszcza dziecko?
Rozglądając się wokół często spotykamy ludzi głoszących wdzięczność rodzicom – a często i starszemu rodzeństwu – za to, że ich bili, znęcali się psychicznie, wykorzystywali seksualnie. Dorastając, wychowując własne dzieci stosują takie same sadystyczne metody wychowania, jakie były ich udziałem. Nieuświadomiona nienawiść zostaje przeniesiona na następne pokolenie…
Człowiek, który nawet nie jest świadomy swojej nienawiści, działać będzie pod jej dyktando. Kiedy uświadamia sobie jej mechanizmy, z biegiem czasu będzie umiał poradzić sobie z nią.
Jest nie do pomyślenia, by osoba torturowana fizycznie czy psychicznie nie czuła nienawiści do swego prześladowcy, nawet gdy okazuje się nim być rodzic, rodzeństwo czy rówieśnicy.
Cieszę się, że zareagowałeś 🙂
Piętnuję to, co tak często spotykamy codziennie na ulicach, w zaciszu domowym. Dobrze, że są między nami ludzie, którzy pomimo wyrządzonych im krzywd, potrafią otworzyć serce dla innych i dla siebie. Jeśli człowiek nie pokocha najpierw siebie, nie będzie potrafił okazać miłości innym.
Gdyby istniała tylko nienawiść, gatunek ludzi już dawno by sam siebie unicestwił…
Apropo słów :
“Jest nie do pomyślenia, by osoba torturowana fizycznie czy psychicznie nie czuła nienawiści do swego prześladowcy, nawet gdy okazuje się nim być rodzic, rodzeństwo czy rówieśnicy.”
Kilkanaście lat temu połknąłem w jedną lub dwie noce książkę “Ogień pod śniegiem” Paldena Gyatso, w której ten prosty buddyjski mnich przedstawił swoje 33 lata życia jakie spędził w chińskich więzieniach.
Często podkreślał, że uratowała go jego wiara, po dziś dzień walczy o wolność dla swojej ojczyzny.
Przez cały ten czas nienawiść nie zakiełkowała w jego sercu.
To prawda mało jest takich ludzi, ale to też znak że nie zawsze zaślepia nas nienawiść…