Człowiek i Demon…

Demon -“Ja jestem Rozkładem i Zniszczeniem dla wielu jestem Śmiercią.
Zabierzemy to ciało, skoro wobec innego ciała zmieniły się plany.
Dzień po dniu zacznie się rozkładać…
Ty mi nie wierzysz?”

Człowiek – Nie.
W duchu myśląc “uwierzyłem Temu Który Oddał Za Mnie Życie, nie po to aby teraz uwierzyć temu, który chce mi je odebrać.”

Stąpanie po Aniołach…

Budynek był ogromny, wiele pomieszczeń, wszędzie pełno ludzi.
Labirynt pokoi, drzwi, długich i krętych korytarzy.
Szukam “czegoś” i nie zamierzam się poddać.
W pewnym momencie idę boso, w pierwszej chwili myślę, że powinieniem zawrócić, by odnaleźć buty, ale to tylko moment zawahania.
Szukam dalej…
Odnajduję Drzwi, wchodzę do wielkiego pomieszczenia, okazuje się że jest to Świątynia.
W oddali dostrzegam Ołtarz, wszystko jest bardzo stare, przesiąkam atmosferą miejsca.
Części niektórych elementów są jakby zniszczone i być może są odnawiane, ale pojawiają się też mysli, że to tak ma wyglądać.
W centralnej części Świątyni przy Ołtarzu, najzwyklejsza ziemia jest podłogą.
Ściany idą po linii okręgu, za to zadziwiająca jest podłoga, która rozciąga się przede mną.
Setki, tysiące rzeźb Aniołów, widzę ich twarze, skrzydła, tak jakby podtrzymywały wszystko…
Stąpam po Nich delikatnie, czując każdy krok, dostrzegając najmniejsze szczegóły ich twarzy, powoli wychodzę.

A na jawie w świetle dnia szukam wyjaśnienia snu.

“bose stopy – to symbol dobrowolnego ubóstwa ze względu na Chrystusa, który ” stał się ubogim, aby nas ubóstwem Swoim ubogacić” (2 Kor 8, 9).
Wyrażają też one gotowość do podjęcia każdej woli Bożej, choć realizacja Bożych zamierzeń często rani ogołocone stopy.”

Prowadząc rozmowę z kimś znajomym, nagle dostrzegam następstwo zdarzeń, których sen był zapowiedzią.
Odwiedzają mnie…

Widzenie…

Kiedyś w zamierzchłych czasach;) pewnego wieczora stanąłem przed oknem, z dużo nie widziałem, ale pojawiło się odczucie, które przywiodło mi na myśl pomarańczowe niebo, zapisałem wtedy to widzenie…

Ilekroć widzę takie niebo jak dziś, przypomina mi się nasze drzewko pomarańczowe.
Kolor drobnych kwiatów, które później przerodziły się w małe słoneczne kuleczki, będące ozdobą naszego ogrodu.
Pamiętam jak dziś, pomarańczowe słońca w morzu zieleni.
Byliśmy tacy dumni, jakby to było ostatnie drzewko pomarańczowe na ziemi.
Ile było śmiechu zachodu, biegania wokół drzewka, aby niczego mu nie brakowało.
Ono tak cierpliwie nas znosiło, te nasze humory “może jeszcze czegoś mu brakuje?”, “czy o niczym nie zapomnieliśmy?”, ale naprawdę było warto.
Spoglądając dziś na niebo o świcie, oglądam i odżywa wszystko jakby to było wczoraj.
Nasze drzewko pomarańczowe, od tylu lat już kwitnie.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój