Intuicja

Tak było kiedyś
 
Tsitsistas…
Życie jego świadectwem i pokojem.
Śmierć jego zmartwychwstaniem ducha.
Przeznaczeniem – odkrycie człowieka.
Wszystko jednak jest jego siłą woli.

Ot tak po prostu wczoraj…rzadko korzystam z tej możliwości, czasami jak chcę czegoś się dowiedzieć, uwalniam wolę i stawiam pytanie.
Pytanie które dotyczyło mojego „podopiecznego” kumpla.
Krótka chwila, -O witaj cieszę się że już nabrałeś takiej wprawy w „wołaniu” nas.
Rozmowa przyniosła wyjaśnienie, przy okazji dowiedziałem się trochę o sobie co mnie wprawiło w lekką konsternację.

Jak się określić się nie określając
Jak przekroczyć wszystkie swoje przekonania, to kim się jest i być ponad  
Przejść Wschód i Zachód i to co nieświadome
Iść dalej

Ostatnie dwa słowa przypominają mi pewne zdarzenie…
Pewnego lata pośrodku pół i łąk, w małej chatce i jeszcze mniejszej kuchni
Nocą…
Dlaczego dajesz mi wizję?
Ja?
Tak Ty.
Jeśli tak to co widzisz?
Uratujesz wielu, widzę płonącą górę, wchodzisz w jej wnętrze
Przechodzisz ją i wciąz idziesz przed siebie

Zaskoczenie


Stara kamienica, mieszkanie skryte w półmroku, za oknem przemyka popołudniowe słońce.
Naprzeciwko siebie stoi dwóch mężczyzn, jeden z nich trzyma w dłoni „zdjęcie”, obraz przedstawia poszukiwanego mężczyznę, który stoi tuż obok skryty w półmroku.
Mężczyzna wpatruje się w nie, zarazem lustruje otoczenie, nikogo nie dostrzega.
Ukryty maskuje się jeszcze bardziej, zmieniając swoją postać opada na podłogę, stając się
2-wymiarowym obrazem-cieniem.
Poszukujący nikogo nie znajdując odwraca się i powoli wychodzi z mieszkania przemierzając wyjątkowo długi przedpokój.
Tuż za nim po podłodze sunie cień-obraz, mężczyzna niczego nie podejrzewa, spokojnie zamyka za sobą drzwi.
Cień przechodzi z podłogi do swojej wcześniejszej postaci, staje przed drzwiami, zerka przez „judasz”, sprawdzając czy już jest bezpieczny.
Bezgłośnie jakby z nikąd staje w tym momencie za nim inny mężczyzna, o krótkich szarych włosach i stalowo białych oczach.
Delikwent śmiertelnie przerażony podskakuje jakby sam Diabeł stanął za jego plecami…

Bezwietrzny port

Widziałem dwa żaglowce dokujące w porcie…
Pierwszy był zwrotny, w czarnych kolorach, zbudowany z materiałów „gorszej” jakości. Jego nazwa mogła brzmieć „chytry jak lis”.
Drugi zaś przewyższał pierwszego pod każdym względem, wielkością żagli, długością pokładu, był ogromną bielą pełną majestatu.
Przy próbie wypłynięcia z portu, okazało się, że jest to niemożliwe czy to z braku wiatru, czy poziomu wody w porcie.
Żaglowce zmieniły się w ciężarówki, woda nie nakrywała nawet kół, lepiej widoczny był dla mnie biały żaglowiec-ciężarówka, który jechał po lewej stronie. Drugi też był widoczny ale jakby tuż na skraju mojego widzenia. Obydwa zmierzały do granic portu, którym była symboliczna linia gdzie kończyła się„płytkość”, a poza nią była już tylko „głębia”.
Odnosiłem wrażenie jakbym nie tylko ja je obserwował, wyczuwało się napięcie jak to się wszystko skończy, czy im się uda.
Po przekroczeniu „granicy” wskoczyły w „głębię”, żywioły morza przyjęły je do siebie, pojawił się ogromny wir, przesunął się wzdłuż „granicy”, pozostało tylko oczekiwanie.
Nagle pojawił się jeszcze większy wir, tak jakby morze miało wypluć ich z siebie, kotłująca woda uniosła się w górę…
Nie dostrzegłem najmniejszego śladu po żaglowcach, pozostało już tylko wzburzone morze.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój