Czas wrócić

Za długo już nie siadam do pisania, muzyka naciska klawisze za mnie…
Ostatnio oddałem się pewnej lekturze “Trommereisen” – Podróż na dźwiękach szamańskiego bębna, ale wszystko od początku.
Jakiś dwa miesiące lub trzy temu, zdarzyło mi się stać przed górą książek, poukładanych jedna na drugą , kilka kolumn, widzę że są jakieś “dobrze” wydane pozycje, przekopuje się przez tą małe wzgórze;)Przeglądam kilka książek, ale na jednej się zatrzymuję, czytając i odkładając ją budzi się we mnie postanowienie, że chcę ją przeczytać.
Po kilku tygodniach, gdy wszystkie książki weszły do obiegu, zacząłem poszukiwania na nowo, przy pomocy koleżanek nie było to trudne;)
Zaczęło się…
Wszedłem w świat poezji, prozy, przyrody, mitów, legend Północy, walki i poszukiwań własnej tożsamości, zachowania ginącej tradycji Plemienia.
W tym tyglu wydarzeń dostrzegłem ostatnie lata swojego życia.
Historia rozgrywa się na granicy 3 krajów Szwecji, Norwegii i Finlandii.
Z tym ostatnim krajem jest związane kilka miesięcy mojego życia choć tak się wszystko potoczyło, że nie dane było mi stanąć na tej ziemi.
Kilka lat temu poznałem pewna kobietę, była z pochodzenia Szwedką, a w jej krwi, płynęły tez śpiewy plemienia Saami. Był to też moment kiedy zaczęły wychodzić ze mnie “słowa”, choć ich nie zapisywałem, może ona je zapisywała ale nie wyprzedzajmy faktów.
Nasze życia splotły się na kilka miesięcy, poznawałem na odległość Finlandię jej oczami i jej sercem. Była śpiewaczką, miała wyjątkowy głos -altowy. Kto wie może dane mi będzie nadrobić zaległości i zanurzę się w setki wysp archipelagu sztokholmskiego.
Pewnego dnia dziewczyna odwoziła mnie na dworzec, jechaliśmy autobusem , ona miała opartą głowę na szybie, patrzyła w dal, w pewnym momencie odwraca się do mnie i mówi” Jeszcze wiele w życiu osiągniesz”, nie zrozumiałem jej w pierwszej chwili, “co masz na myśli?”, “Nie wiem po prostu tak czuję”, nie udało mi się zgłębić bardziej jej słów lub usłyszeć jakiegoś szerszego wyjaśnienia.
Patrząc z perspektywy czasu, jeśli się nie mylę była Drugą Moirą, po naszym rozstaniu zacząłem zapisywać “słowa”.
Wracając do głównego wątku , ale to tylko na chwilę;)jednym z głównych elementów fabuły jest szamański bęben plemienia Saami, odwiedzający w snach głównego bohatera, by objawić mu się później na jawie.
Nie ma to jak długo nie pisać, historia się rozrasta;)
Gdy poznałem Trzecią Moirę, a może gubię się w rachunkach, pojawił się pewien symbol zjednoczonego słońca i księżyca w okręgu, przedzielonego linia, z 10 lub 11 promieniami dookoła. Zaczęliśmy zgłębiać co może znaczyć ten symbol – totem.
Studiowałem tarcze wojenne Indian Ameryki Północnej, ich symbolikę i zdobnictwo, teraz widzę że “przeoczyłem mały szczegół” – szamańskie bębny w różnych kulturach, trochę już nadrobiłem zaległości.
Czytając książkę oddałem się podróży poprzez jawę i sen, widząc swoją Drogę.
Co spotkam jeszcze lub kogo na swojej Drodze, gdzie się zakończy , a gdzie zacznie się na nowo?

Czas pisać

Klimatycznie…

Fragment morza otoczonego przez wysokie mury, ponad którymi wzniosiły się światła miasta.
Woda są klarownością, aż zachecała do kąpieli.
W pewnym momencie dostrzegłem ośmiornico-kałamarnicę , jakieś takie “coś”, które płynąc po powierzchni cieszyło się zdobyczą z człowieka(znana mi symbolika tego “czegoś”).
Stworzenie gryzło mężczyznę, wciąż wołął on o pomoc, mówiłem do swojej towarzyszki, że czuję jak go
“gryzie”, czując jego “ból”.
Wskoczyłem do wody, po chwili walki i uników, unieruchomiłem “potworka”, dociskając go stopami, zawołałem kogoś o pomoc, sprowadzało się do tego jak z zawiązaniem paczki z prezentami. Coś stylu “potrzymaj, tu palcem, a ja zrobię węzeł”.
Po wszystkim delektowałem się morzem, poźniej znalazłem się pośród wąskich i stromych uliczek, położonych tuż na skraju muru miasta. Krawędzie były zabezpieczone poziomymi barierkami, lekko wygietymi, czasami chodząc po nich bardziej z musu niż potrzeby, z powodu wąskich uliczek, zastanawiałem się, że tak naprawdę to mało co zabezpieczały, wystarczy chwila nieuwagi i jesteśmy już kilkanaście metrów niżej.
Odnoszę wrażenie, że miasto i jego budowa symbolizowało życie co niektórych ludzi.

Inne miejsce, inna symbolika.

To była jakby “gra”, trzeba było kogoś zabić, tylko był pewien problem, jakiekolwiek eliminacja przeciwnika sprowadzała się do utraty reputacji. Widziałem każdy szczegół, w pewnym momencie pojawił się Ktoś, kto wskazał wyjście z danej sytuacji.
Zadaniem była likwidacja pewnej Wysokiej Rady, wszystkich jej członków miałem możliwość zobaczyć.
Uśmiechnąłem się poznając fortel, wyjaśnienia przyniosły podpowiedź, że jeśli to pozostanie w Rodzinie i zostanie wykorzystana Vendetta, wtedy odbędzie się to według Prawa.
Dostosowując się do tego, zlikwidowałem wszystkich, postacie znikały jedna po drugiej, nic nie zostało odjete, żadne “punkty” się nie zmniejszyły.
Zakończeniem była rozmowa wyluzowanych facetów, żartujących sobie niewybrednie.

“cisza nadchodzi – za ciszą ogień”

Cisza i spokój to deficytowe “rzeczy” w moim życiu, jeśli nawet jest to odpoczynek, to i tak nie jest odpoczynkiem.
To jak długa ponura jesień życia, tylko to nie ja utrzymuję tę porę roku.
Ktoś z kim ostatnio rozmawiałem, stwierdził sardonicznie “Wiesz dziwię się, że w ogóle jeszcze żyjesz.”
Padły jeszcze inne słowa w tym klimacie, a zarazem pojawiły się i pewne wyjaśnienia.
Jednym z wniosków jakie wyciągnąłem, to decyzja o wejście na powrót w Ciszę.
Wiele miesięcy różnych wydarzeń i działań, “pewnych frakcji”;) miały i mają na celu zniszczenie wszystkiego co kocham i utraty wiary w to co kocham, to co mi najdroższe.
Kierują się dziwną filozofią “odzyskania mnie”, zniszczyć wszystko wokół niego.
Wszystko to powodowało i powoduje, uwikłanie się materialne, aby ukryć to co ważniejsze.
I stąd decyzja jak w tytule…
Włożyłem kij w mrowisko i pół Wszechświata żąda mojej głowy.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój