Etiudy

Wybrałem się na wycieczkę w większej grupie, naszym celem był opuszczony pałac, niezbyt uśmiechało mi się zwiedzać te mury, bo pamiętałem jak był zaniedbany. Ciągle w pamięci miałem odrażający zapach, całe chmary much , wszechdobylska wilgoć, jednym słowem nieciekawa perspektywa.
Jakież było moje zdziwienie gdy dotarliśmy na miejsce i okazało sie ze owszem pałac jest nadal opuszczony i w znacznym stopniu zrujnowany, ale niektóre fragmenty zachowały swoje atuty z prawdziwych czasów świetności.
Stylowe schody i zdobienia, płaskorzeźby, obszerne balkony, jednym słowem było jeszcze na czym oko zawiesić.
W pewnym momencie coś przeniosło mnie na balkon, tylko nie z tej strony co trzeba;) zawisłem trzymając się stylizowanej kołatki zamocowanej na drewnianych ozdobach balkonu.
w pierwszej chwili pomyślałem sobie, że jeszcze trochę i spadnę, ale po chwili okazało się, że nie jestem sam, pojawiły się dwie kolejne osoby obok mnie które znalazły się w podobnej sytuacji. Dało mi to do myślenia i postanowiłem “puścić” obawy i niczym się nie przejmować.

Po tej myśli przeniosło mnie w inne znajome miejsce, obserwując teren unosiłem się swobodnie w powietrzu, dostrzegłem też przechodzącą przyjaciółkę. Postanowiłem polecieć dalej za cel obierając dziki park który był w odległości ok. 2 km. Oceniałem swoje siły i w tym momencie okazało się, że mam jakby w sobie pomocnika i to on, by za mnie tam doleciał. Uznałem, że nie ma co się on wysilać i nie musimy lecieć.

Kolejną sceną była zabawa nie znanych mi osób, którzy w cieniu drzew, na czerwonej ziemi, jak w bajce ulepili sobie “zwierzątka” które skakał, fikały koziołki, wskakiwały to wielokształtnych dołków w ziemi, jednym słowem wesoła gromadka.
Za to kolejna scena nie była już tak sielska, trzy kobiety, jedna z nich dowodziła pozostałą dwójką.
Szefowej nie podobała się praca swoich podopiecznych, słowem i gestem dała im to boleśnie do zrozumienia i wzięła się za poprawianie po nich wykonanej pracy. Wykonując rożne czynności wciąż wyrażała swoje niezadowolenie, komentując co i jak należało zrobić. Ostatnią czynnością było oprawianie biało żółtych larw nieznanych mi skorupiaków, trzymając w jednej dłoni ostre narzędzie, odcinała końce skorupiaków i ich odnóża. Było coś w tym wszystkim odrażającego, larwy były sporych rozmiarów, ociekały białą substancją no i na dokładkę te ich ostre odnóża.

Wizyta

Z jakiegoś powodu byłem wyjątkową osoba w tym świecie, gdzie moi najbliżsi stanowili zbrojną Rodzinę.
Na dachu naszego domu  pośród oszklonych wieżyczek które wyglądały niczym latarnie morskie, wszystkie okna były po otwierane, zebraliśmy się w oczekiwaniu, tak jakby nadciągał atak.
Moja „wyjątkowość” polegała tez na tym, że chcieli na tym korzystać inni, przeciwna  „zła” Rodzina, a przez ich aspiracje ginęli ludzie.
Oburzyło mnie to i postanowiłem temu zaradzić, podjąłem decyzje że spotkam się z głową rodziny wrogów. Poszedłem do ich lokalu, spędziłem tam wiele godzin czekając na ich decyzje, w trakcie oczekiwania, chodziłem po barierkach wspinałem się po różnych rurkach, przeciskałem się przez różne zakamarki cały czas będąc obserwowanym, jednym słowem dbałem o formę.

W pewnym momencie okazało się, że pod schody które prowadziły do lokalu podjedzie kierowca, który zawiezie mnie na miejsce, podjechała długa, żółta limuzyna.
Krótka rozmowa z kierowca i jedziemy na miejsce, auto niby takie pojemne, a jechałem ściśnięty, bo coś ograniczało miejsce.

Dojechaliśmy do pewnej kamienicy, która mieściła w sobie sporą hale restauracyjna, przez cala jej długość zamontowana była ławka-stół na której siedzieli lub stali w oczekiwaniu członkowie klanu na swojego przywódcę.
Nadchodzi, wszyscy stanieli na ławce, odchyleni byli skrajnie do tylu, aby pod żadnym pozorem nie upaść bo ławka była pochylona pod pewnym kątem. Okazało się, że jest to kobieta, wszyscy byli wyprężeni, nerwowi i robili dobre miny do zlej gry.
Stałem drugi od wejścia, dokładnie nie pamiętam czy sama wybrała tego nieszczęśnika czy ktoś wskazał jakiegoś, że niby jest na niego skarga.
Wskazany podszedł do swojej Szefowej z uśmiechem i pełen „miłości”, ona wchodząc do hali wypowiada jakąś formułkę jak hymn czy pozdrowienie w Rodzinie.
Nieszczęśnik zbliżył się do Władczyni, miała orientalna urodę, pełen uśmiech i pożarła jednym ruchem osobnika.
Po tym zdarzeniu powtórzyła formułkę na przywitanie jak by się nic nie stało, nie wiem co widzieli w tym momencie inni, ale ja widziałem że ta kobieta  nie jest tylko kobietą ale kimś w rodzaju połączenia człowieka i bliżej nie określonego zwierzęcia, pierwsze skojarzenie było z koniem. Makabreska spokojnie szła sobie środkiem Sali.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój