Taki wieczór… /przeciągam się/…. spokój, cisza, położyłem się na znanym mi trakcie.
Żaden Dwunożny mi nie przeszkadzał do momentu gdy wyrwano mnie z drzemki, odczułem nadchodzące kroki, jacyś Dwunożni nadciągali, nie chciało mi się nawet ruszać, przejdą sobie obok i pójdą dalej.
Ale Ci byli jacyś inni, podniosłem na nich głowę, inni…. ale co tam, po co będę wstawał.
To było silniejsze ode mnie, gdy przechodzili obok wstałem, szczególnie ten jeden przykuł moją uwagę.
Dwunożny jak dwunożny, może dla innych, ale nie dla mnie, jego współplemieńcy widzą może jeden znak, ja widzę ich więcej…
Przeszła mi senność on jest …
Usiadł spokojnie na przeciw mnie, patrząc oczami zadumy nad wiecznym teraz.
Był jednocześnie ludzki i ponad czasowy.
To nie podobne do mnie nie mogłem już tak dłużej leżeć, podniosłem się i zacząłem z Nimi rozmawiać.
Ja stary wyga zacząłem się bratać z Dwunożnym.
Czując to co w nim, czułem jego przyszłość…
Szedłem za Nim krok ,w krok.
Szedł – ja szedłem.
Stał – przystawałem.
Gadałem jak najęty, aż coś mi weszło w uszy i zaczeły żyć własnym życiem…
Nie dane mi było połączyć naszych dróg, ale wiem też, że jednemu z nas w przyszłości uda sie ta sztuka, będzie nosił on sławne imię pewnego Dwunożnego…
Odszedłem ścieżką nocy…