Świat który być może uznał, że jego problemy nie dotyczą

Stałem pośród większej grupy ludzi, wyglądali na modlących się, później wyjaśniło się w jakim celu.
Wszystko to rozgrywało się pod rozgwieżdżonym niebem, w pewnej chwili dostrzegłem pewien nienaturalny ruch na niebie, a stojącej przede mną kobiecie pokazałem
2 świecące punkty, pytając ją czy widzi jak się poruszają.

Popatrzyła w tamtym kierunku, dwa punkty oddalały się od innego zbiorowiska „gwiazd”, długo nie trzeba było czekać na wyjaśnienie, do wszystkich dociera silny grzmot i poruszające się światła okazują się potężnym statkiem, który zaczyna kołować nad tą okolicą.

Pojawia się, tylko 1, słownie tylko jeden samolot, który jest archaiczny i powolny, nie mając najmniejszych szans w starciu z tym przeciwnikiem.

Statek najeźców generuje wir, który spełnia rolę transportera, wir opada na ziemię przed największym budynkiem w okolicy.
Wielkość budowli wskazuje, że jest to ważne miejsce dla mieszkańców, przez całą budowlę biegnie szeroki tunel, który tętni życiem.
Wir pojawia się właśnie przed jednym końcem tunelu, widzę jak tunel wypełnia „woda”, a przez wir przedostają się żołnierze wroga, sieją spustoszenie, nikt nie staje im na drodze.

Patrzę na to wszystko z oddali, obok mnie stoi wysoki strażnik tego miejsca, nie ma nikogo innego, ta pustka i brak jakiejkolwiek reakcji obrońców jest przytłaczająca.

Stoimy na pewnym podwyższeniu, przed którym tunel ma swój wylot.
Mężczyzna obok mnie ściąga buty i przygotowuje się do walki, jesteśmy wciąż tylko my.

Tunel wciąż szczelnie wypełnia ”woda”, która jest ochroną dla wrogich jednostek, ale jej działanie kończy się poza obszarem budynku.

Zbliżają się, zeskakujemy z muru, pojawiają się myśli, mam tylko gołe dłonie, ale nie ma już czasu na myślenie wrogowie wylewają się z tunelu.

Groteskowość sytuacji podkreśla to, że nie wiem skąd, ale trzymam w rękach najzwyklejsza parasolkę.
Robię zamach w nacierającego przeciwnika i okazuje się, że końcówka “parasolki” działa na ciało niczym samurajski miecz.

Przypominają mi się pewne słowa…
“Stawianie na oręż jako rzecz najważniejszą w walce jest wielkim błędem – prawdziwą bronią jest człowiek” Takuan Mistrz Zen i kenjitsu

Moja skuteczność jest pogromem, zwykła parasolka odcina głowy, nogi ,ręce wzbudzając tym totalną dezorientację u przeciwników.
Pomimo tego jest ich coraz więcej, wyrażam wolę, że potrzebuję dłuższej broni, parasolka staje się kiścieniem, prostą bronią z długim plecionym rzemieniem, zakończonym gładkim kawałkiem metalu.

Mój zasięg się zwiększa, nie przepuszczam nikogo skracając, rozcinając, powstrzymując rzekę przeciwników.

Nikt z nich nie przeżył, a o tym co się wydarzyło później niech wie tylko historia tego miejsca.
Ostatniego spętałem uniosłem w górę i pokazałem wszystkim mieszkańcom którzy przeżyli, byli zbiorową świadomością, wyrazili swoją wdzięczność i postanowienie, że na przyszłość inaczej podejdą do swoich problemów.

Nadzieja dla spalonego Świata

Znałem tą dziewczynę, a zarazem nie znałem, czarne proste włosy okalające głowę, okrągła twarz, jasna skóra i duże zielone oczy.
Jej dom został spalony, to co zdążyła zabrać ze sobą stało wokół niej.
Znajdowaliśmy się w budynku sporych rozmiarów, wszędzie było pełno ludzi, tłok i rozgardiasz.
Klimat w tym świecie był wilgotny i wszędzie było wszędobylskie słońce.

Wszyscy uciekali przed żywiołem i ten dom stał się ich schronieniem.
Po pokazaniu mi kilku pomieszczeń, poszliśmy na samą górę gdzie znajdował się taras.
Było tam pełno ludzi, rozmawiali ze sobą i odpoczywali w słońcu, przysiedliśmy się do nich, moja wizyta wzbudziła zainteresowaniem, którego na ten moment nie rozumiałem.
Ludzie wodzili za mną wzrokiem, żartowali, ale to wszystko w sympatyczny sposób tak jakby chcieli sprawdzić czy faktycznie jestem z nimi, a nie jestem złudzeniem, niektórzy podchodzili i witali się ze mną.

Powoli dociera do mnie że stało się coś tutaj strasznego, ten żywioł ma swoją przyczynę, wszyscy uciekali przed wojną.
Podczas rozmów zsunęły mi się okulary i potoczyły po ukośnej podłodze, moja Przyjaciółka podniosła je, w tym momencie dostrzegłem że okulary składają się z trzech warstw, jedna warstwa to jeden wyprofilowany kawałek szkła który ochraniał szkła właściwe, a dodatkowo posiadały jeszcze filtr który chronił przed tutejszym ostrym słońcem.
Trochę się poluzowały tym upadkiem, więc zająłem się ich skręcaniem.

Przenieśliśmy się z tarasu w inne miejsce, widzę dwie postacie jedna góruje nad drugą.
Odczuwam że to ja jestem tą wyższą postacią, trudno opisać jak wyglądam, widzę tylko kształt głowy i kolor skóry błękitno stalowy.
Nagle z mojej głowy wysuwa się organiczny wysięgnik, który przypomina teleskopowy peryskop. Okazuje się że jest to broń, pada jeden strzał, nie wiem czy w coś trafia, czy jest tylko demonstracją siły.

Zastanawiam się czy to byłem ja czy ożywiłem awatara strażnika tego Świata.
Jakkolwiek by nie było moja Towarzyszka była zachwycona, rozpierała ją radość.
Po strzale broń wróciła do stanu wyjściowego i jedyny po niej ślad jaki pozostał to kościany grzebień w kształcie trójramiennej gwiazdy na mojej/awatara głowie.
Kształt też przypominał uproszczoną runę algiz.

Po tym wszystkim szliśmy ulicami opuszczonego miasta, gdzieniegdzie mijaliśmy ludzi, ale z reguły wiało pustką. Widać też było że tam gdzie ludzie opuścili swoje domy, musiało się to stać całkiem nie tak dawno.
Dotarliśmy do długich schodów, pomiędzy opuszczonymi budynkami, spotkaliśmy tam przyjaciółkę mojej Towarzyszki, która wciąż nie mogła się uspokoić, przez cała drogę podskakiwała radośnie.

Powiedziała do swojej przyjaciółki z wielką emfaza „…wiesz co on zrobił”, mówiła to z taką radością i nadzieją w głosie, że aż serce się radowało.
W myślach zastanawiałem się, że może lepiej jak to wszystko zostało by w tajemnicy i czy ta napotkana dziewczyna jej dochowa.
Po rozmowie szliśmy dalej opuszczonymi ulicami nieznanego mi miasta…

Strażnicy…

Swego czasu miałem okazję spotkać kilku strażników, każdy miał inne zajęcie.
Jeden z nich był bardzo skrajny.
Strażnik VooDoo…pierwsze jego słowa to żal, że już nikt nie gra głową ludzką, coraz mniej ofiar sie składa, że nie ma obozów zagłady.
Dobrze, że te już minione czasy, jaki los potrafią zgotować sobie ludzie…

m2006-08-22 11:12:39

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój