Głos

Latałem sobie w zadowoleniu nad miastem, czasami obniżając lot omijając linie wysokiego napięcia.
W pewnym momencie wylądowałem na jakimś drewnianym słupie, przypłaciłem to tym, że jakiś drobiazg z mojego ubioru, zaplątał się i musiałem balansować na różne strony aby się uwolnić. Różni ludzie przechodzili poniżej, ale i tak byłem zdany tylko na siebie.

Jedna osoba przystanęła, nieznana mi kobieta, zaczęła się śmiać i ironicznie powiedziała coś w stylu “A co ten pan tam robi w czerwonym kubraczku”, no cóż podniosła mi ciśnienie, gdzie ona widzi jakiś czerwony kubraczek.

Ja tu się produkuje i próbuję uwolnić, a tu przychodzi taka jedna i naśmiewa się ze mnie.
Odwróciłem się do niej i tutaj nie powstydziłaby się nawet Matka Wielebna z zakonu Bene Gesserit, zaznaczam że ona się wciąż śmieje, powiedziałem jedno słowo, ale miało takie brzmienie, że krew przemieniłaby się w ciekły azot 🙂

Powiedziałem “żaba”, śmiech zniknął z jej ust, zaniemówiła, powtórzyłem drugi raz “żaba”, straciła panowanie nad sobą, zamiast śmiechu zaczęła skrzeczeć jak żaba, najpierw ramiona, a później całe ciało naśladowały ruchy żaby.

Tak to bajka się kończy, jeśli naśmiewamy się z przypadkowych ludzi 😉

Rękawice

To była znajoma mi okolica, trochę zabudowań i sporo zieleni, która miejscami rozrastała się do wielkości sporej łąki.
Latałem pomiędzy nimi omijając płoty, budynki, zachwycając się otwartą przestrzenią pełną zieleni.
Na chwilę wszedłem do niewielkiego namiotu gdzie odbywało się spotkanie, wszyscy się znaliśmy. Okazało się że „metal” wykorzystywany jako implanty, które ma większość z nas, jest zagrożeniem i może nas osłabić. Widziałem jak inni mieli go np. w kostkach , czy innych stawach.
Przykucnąłem bo i ja miałem ten „metal” w kolanach i stawach dłoni, widząc wszystko, słaby od bólu, wyciągałem druty z dłoni, aby pozbyć się słabości.

Zmiana sceny…

Rozmawiam z jakąś kobietą na łóżku, która wydaje mi się znajoma, a może po prostu chce wyglądać na taką. Siedzimy naprzeciw siebie, jej wzrok jest świetlisty, jej tęczówki są bardzo jasne, wciąż patrzy na mnie z wielkim zainteresowaniem.

W pewnym momencie dostrzega u mnie, że mam „rękawiczki” stwierdza, że też chce mieć takie.
Zaczyna zachowywać się coraz bardziej drapieżnie, przez chwilę to znoszę, a gdy widzę że ona nie zamierza odpuścić, mówię jedno święte słowo.

Niczym dobrze wyszkolona matka wielebna z zakonu Bene Gesserit użyłem Głosu 😉
Kobietę unosi w górę, jakby w wewnętrznej implozji, skręca ją z bólu, nie wiem co poczułem,czy odczulałem jej ból, czy było to coś innego, ale wewnątrz siebie potężnie piekący ból.

Gdy odzyskała kontrolę nad swoim ciałem uciekła kilka metrów ode mnie, po chwili chciała ponowie zaatakować. Wstałem i po raz drugi użyłem głosu i słowa, ponownie ją to powaliło.
Wciąż byłem pod wrażeniem tonu swojego głosu, nie było w nim żadnego miłosierdzia czy litości.
Nie podejrzewałem samego siebie o coś takiego, głoś przepełniony taką wolą i pewnością że potrafił zniszczyć przeciwnika.

Szarzy Bracia…

Poznawaliśmy miasto, z mapą w ręku jako kierunkowskazem;)
Zawędrowaliśmy na jego skraj, gdzie na uboczu przycupnęła sobie niewielka Świątynia Szarych Braci. Prostota i słodki zapach letnich kwiatów przeniknął Nas.
Już mieliśmy wychodzić, gdy przydreptał jeden z Braci, jeszcze młody i nieco gadatliwy, bo nasze wyjście przeciągnęło się znacznie:)
Chyba ma zadatki na kustosza, poznaliśmy prawie całą historię Zakonu.
W pewnym momencie upał stał się nie do wytrzymania, tam gdzie panuje cień i łagodny chłód.
To Miejsce przesiąknięte jest mocą modlitwy Braci i Duchem, dotknęło mnie żarem.
Wieczorem przyszliśmy ponownie, wtedy odczuliśmy je obydwoje.

2005-08-02 08:33:13

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój