Nie znałem tego miasta, tych zapuszczonych uliczek, zrujnowanych domów. Ludzie, którzy tu żyli, nie posiadali konkretnego zajęcia, czas dla nich jakby nie płynął, nigdzie się nie spieszyli, przesiadywali na podwórkach, gdzie hojnie raczyli się alkoholem.
Uliczki pomiędzy budynkami były niczym cieśniny, mroczne, zniszczone, porośnięte mchem i jakimiś bliżej nieokreślonymi karłowatymi drzewami. Wędrując wśród nich, wszedłem do piaszczystego zaułka, pomiędzy dwoma budynkami. Przed sobą dostrzegłem dziewczynę, która leżała na piasku z każdą chwilą pogrążając się w nim, wyglądało to jakby przyjemność była dla niej bagnem. Nie widziałem jak na mnie zareaguje, podszedłem do niej i zapytałem czy nie potrzebuje pomocy. Odpowiedź jej nie była jednoznaczna, ale zarazem uśmiechała się do mnie, wyciągnąłem do niej rękę, a ona po chwili wahania chwyciła mnie za nią i wstając pewnie na swoich nogach. Nosiła na sobie specyficzna półprzezroczystą uprząż, nie krępowała ona jej ruchów, więcej odkrywała niż ukrywała. Biło od niej ciepło i radość.
Piasek przestał być już bagnem.