Dusza moja kwieciem pokryta
Modlitwą prostą pełnią życia
On przenika…
Autor: Śniący
Mała Syrenka i Brokatowy Smok
Urodziła się wśród ludzi, nie wiedząc kim jest. Ludzie nie dali jej ciepła i bliskości.
Była odrzucona i niezrozumiana, potrzebowała miłości bliskich ale jej nie dostała.
Szukając ratunku uciekała od wszystkich by choć na chwilę schronić się w światach swojej wyobraźni.
Nie wiedząc kiedy, światy te stały się nie tylko jej, i okazało się że zamieszkują je różne bajkowe stwory.
W swojej naiwności i braku miłości, wmówiła sobie że jej nowi towarzysze potrzebują pomocy i miłości, oddała im całą siebie.
Nie wszystkie bajki są dla małych dzieci i tak było w tej historii, która stała się totalnym wypaczeniem wyobrażeń Małej Syrenki.
Z każdym dniem wchodziła w nią coraz głębiej, zostawiając daleko za sobą świat ludzi którzy ją odrzucili.
Odnajdywała się wśród nowych przyjaciół, czuła się zauważona, doceniona, nie czuła ograniczeń.
Z ofiary stała się drapieżnikiem, pełna euforii, ale do czasu.
W wirze zabawy dostrzegła, że brakuje jej sił, z każdym dniem było coraz więcej wrażeń, ale czy dobrych. Czas nie był jej sprzymierzeńcem, coraz gorzej spała, traciła kontakt z rzeczywistością, cały czas skupiając się na tym kogo dziś spotka, kto ją odwiedzi ze świata bajek.
Czar prysł szybciej niż się spodziewała, pewne wydarzenia stały się jej koszmarem mimo upływających lat. Odwiedziła pewien dom, w którym gospodarzem był pewien mały chłopiec o wyglądzie aniołka, który nie był chłopcem. Miał swoją pokojówkę, która drżała ze strachu przed utratą życia i jedno małe jej uchybienie doprowadziło ją do śmierci. W przypływie gniewu pociął ją na setki kawałeczków, dość długa i krwawa historia.
Od tamtej pory już nic nie było takie samo.
Zaczęła szukać pomocy gdyż wszystko wymykało się spod kontroli i zaczęli cierpieć nawet jej najbliżsi.
Do wielu osób się zwracała, ale nikt nie wiedział jak jej pomóc.
Trafiła do jednej kobiety z wiedzą, która uważała że może jej pomóc, ale jednak była bezsilna i nie rozumiała „choroby” która trawi naszą bohaterkę.
Nie zdawała sobie sprawy, że z daleka jej poczynania i poszukiwania ratunku, obserwował pewien stary Smok.
Widział jak się miota, chcąc się uwolnić od tego co kiedyś było jej miłością, a teraz jest jej zniszczeniem.
W magiczny sposób znany tylko smokom odpowiedział i zaprosił ją do rozmowy.
Stanęła przed nim pełna ciekawości, gdyż nigdy nie widziała Smoka, słyszała tylko stare legendy które mówiły o nich.
W swojej przekorze i mani wielkości, pomyślała sobie a co, smok to tylko smok, ja jestem silniejsza. Ale za każdym razem, szybciej niż mogłaby się spodziewać, twardo lądowała na ziemi pozbawiona swoich złudzeń.
Zanim ją zobaczył przed sobą, On już wiedział wszystko o niej, co jest jej „chorobą”.
Od początku miał pewność że nie jest małą bezbronną dziewczynką, tak jak myśleli o niej wszyscy do których się zwróciła o pomoc. Powiedział jej o tym, że największym problemem jest sama dla siebie. Nie dał jej cudownej pigułki, która by w jednej chwili rozwiązała wszystkie problemy.
Rozmawiając z nią zmuszał ją do myślenia aby uświadomiła sobie w jakiej znajduje się sytuacji i jak bardzo kierują jej życiem przyjaciele, co do których tak bardzo się myliła.
Od tej pory odwiedzała go na jego górze gdzie miał swoją jaskinię.
Czuła się bezpiecznie, i nie raz się przekonała że w obecności Smoka, jej przeciwnicy są bezsilni .
Zgrzytali zębami i złorzeczyli, nie mogąc nic jej zrobić, próbowali ją zastraszać, wmawiać różne niestworzone historie aby tylko zawrócić ją z obranej drogi, odzyskania siebie samej.
Po wielu latach udręki, dostrzegła światełko w tunelu, dało jej to nadzieję, zaczęła powoli odzyskiwać radość życia. Przez to utwierdzała się w przekonaniu, że Smok ma wielką moc, ale on za każdym razem tłumaczył jej cierpliwie „Wielką moc to ma Ten który nas wszystkich stworzył, Ciebie i mnie i wszystkich innych ludzi. Nazywamy go Bogiem”. Nie rozumiała o kim mówi, to wszystko było jej obce.
Powoli z każdą rozmową opadały jej okowy, uczyła się doświadczać siebie, czym jest wiara i kim jest nasz Stwórca.
Przez brak miłości uciekła kiedyś od siebie, od bliskich i od tego świata.
Teraz powoli zaczyna czuć miłość do siebie i do swoich bliskich, czuje jakby narodziła się na nowo.
Pamiętajcie, że zawsze jest wyjście.
Przed nią długa droga, kto wie jakie trudności napotka na swojej drodze.
Jednak chce i będzie walczyć o siebie i starać się wrócić do światła i Boga.
Nie zapominaj kim jesteś….
W bezmiarze kosmosu w centrum pewnej Mgławicy, żyła sobie nie znana z imienia Gwiazda.
Przed eonami powstał wokół niej układ planetarny, wiele dużych i małych planet, podróżujących komet i innych skalistych mieszkańców.
Pośród tej mieszanki, żyła sobie Planeta, która miewała swoje złote i jasne dni, ale też dni mroku i katastrof.
Właśnie teraz rozgrywały się te drugie, borykała się z różnymi problemami, huraganami, trzęsieniami ziemi, powodziami, zanieczyszczeniem powietrza, które przesłaniało jej niebo.
Starała się jak mogła ale wiele rzeczy jej nie wychodziło, podupadała na duchu, wątpiła że uda się jej wszystko naprawić, by światło Gwiazdy mogło do niej dotrzeć.
Wiedziała, że pewne rzeczy może tylko ona zrobić, szukała, rozwiązywała to co splątane, czasami sama się plątała i zatrzymywała w miejscu.
Zastanawiając się tak pewnego razu, drążyła się co jest jej celem, miała różnego rodzaju przebłyski, ale też intuicyjnie odczuwała sobą co jest jej pisane.
Wciąż wikłała się czy to w swoje problemy, czy też te które napotkała na swojej drodze wokół Gwiazdy.
Trafiła na obłok pyłowy, który zabrał światło, to było już ponad jej siły.
Duch jej schronił się w jej stalowym wnętrzu, zamknął się od środka, nie myślał racjonalnie.
Gwiazda widząc to co się dzieje, zajaśniała potężnym rozbłyskiem.
Planeta całą sobą usłyszała.
-Skup się na celu, nie wszystko jesteś w stanie sama zrobić, pozostaw pewne rzeczy naturalnemu biegowi. Zaufaj.
Jestem twoją jaźnią, jesteśmy jednością, nie zapominaj o tym.
Jeszcze dziś gdy schronisz się za cieniem księżyca, wyślę swoich wysłanników.
Zamknięta od środka, za masywnymi, stalowymi drzwiami, obserwowała.
Pojawiło się dwóch potężnych olbrzymów, pierwszy mówił innym językiem, ciężko było im się porozumieć.
Rozumiał za to język żywiołów, ukoił ziemię, powietrze, wodę oraz wiatr.
Drugi stał z boku, nie odzywał się, można by pomyśleć że tylko się przygląda, gdy nagle szybkim ruchem uniósł zwaliste drzwi, jak gdyby były tylko piórkiem.
To co poranione stało się harmonią życia, to co zamknięte stało się wolnością.
Pamiętaj nie trać nadziei i nie zapominaj kim jesteś, w tym Twoja siła….