Dwie drogi wyboru

Kto z nas nie marzy o szczęściu, miłości, spokoju? Chyba nie ma takiej osoby. Tymczasem życie weryfikuje te marzenia. Nasza wielka miłość okazuje się często wielkim rozczarowaniem, wymarzona praca, udręką, życie towarzyskie nie spełnia naszych oczekiwań, a wymarzone wakacje były deszczowe. Co jest przyczyną naszych niepowodzeń? Naszych rozczarowań?

W Króliczej Norce niejednokrotnie pisaliśmy o konieczności zmian tkwiących w nas matryc. Pracy wewnątrz siebie, w umyśle i tym, co on kreuje i tworzy. A tworzy taką, a nie inną rzeczywistość. Jednak nie wystarczy tylko zmienić matrycę w sobie, wypracować nowe wzorce i zacząć tworzyć siebie od nowa. To ważne, lecz bez wyboru drogi możemy pewnego dnia znowu obudzić się z przeświadczeniem, że w naszym życiu coś jest nie tak.

Królicza Norka pokazuje nam, Kim w Istocie Jesteśmy i czego pragnie nasza dusza. Ale trzeba jeszcze dokonać wyboru drogi. Jednej z dwóch, bo żadnej innej możliwości nie ma. Nasza wolna wola sprowadza się tu tylko do wyboru miedzy doświadczeniem lęku, a miłości.

W książce „Rozmowach z Bogiem” D. Walscha ukazano właśnie wybory tych dróg. Poniżej pozwoliłam sobie przytoczyć fragment książki:

Wszystkie ludzkie postępki w gruncie rzeczy wynikają ze strachu lub z miłości. Tak naprawdę istnieją tylko te dwa uczucia – dwa słowa w mowie duszy. Stanowią one przeciwne bieguny całego (…) stworzenia, a także świata, w jakim żyjesz.

Rozpiętość między tymi dwoma punktami, Alfą i Omegą, pozwala zaistnieć systemowi zwanemu przez ciebie rzeczywistością względną. Bez nich, bez tych dwóch idei, niemożliwa jest żadna inna idea.(…)

Każda ludzka myśl, każde działanie, zakorzenione są albo w strachu, albo w miłości. Nie ma innej motywacji, a wszelkie inne pojęcia to tylko pochodne tych dwóch biegunowo różnych idei. To po prostu różne wersje, różne ujęcia tego samego tematu.(…)

Każdy wybór, jakiego dokonujesz, podyktowany jest jedną z dwóch możliwych myśli: lęku lub miłości.(…)

Strach to energia, która kurczy, zamyka, wciąga, ucieka, chowa, gromadzi, szkodzi.

Miłość to energia, która rozciąga, otwiera, wysyła, zostaje, odsłania, ofiarowuje, goi.

Strach nas okrywa, miłość ukazuje nagą prawdę o nas. Strach trzyma się kurczowo stanu posiadania, miłość rozdaje. Strach więzi, miłość uwalnia. Strach rujnuje, miłość buduje. Strach jątrzy, miłość koi.”

Kiedy pierwszy raz przeczytałam tę książkę, właśnie te słowa zrobiły na mnie największe wrażenie. Zatrzymały mnie w miejscu i sprawiły, że postanowiłam wejść do Króliczej Nory i coś zmienić w swoim życiu. Zaczęłam od matrycy. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że skupiając się na zmianie wzorców i kształtowaniu siebie, zapomniałam o Dwóch Drogach. Kroczyłam do przodu, ale jakby środkiem. Tymczasem nie na tym rzecz polega, by skakać z dróżki na dróżkę lub iść sobie między nimi, bo to ślepy zaułek.

Wczytajmy się jeszcze raz w powyższe słowa. Przeanalizujmy je.

Strach nas okrywa, miłość ukazuje nagą prawdę o nas.”

Strach nas okrywa, także prawdę o nas. To, dlatego tak wiele osób boi się wejść do Króliczej Nory, boi się odpowiedzialności za własne życie. Odrzuca Miłość, przede wszystkim tę do samego siebie.

Strach więzi, miłość uwalnia”

Droga lęku utrzymuje nas w klatce naszych przyzwyczajeń, strachów, fobii, naszego trwania bez Bycia. Miłość uwalnia z tej klatki, ukazuje nam prawdę, czasem bolesną, ale jednak prawdę. I uwalnia od obaw i zmartwień na przyszłość, bo kto kocha i ma wiarę, ten się nie boi. Bo i czego? Demonów przyszłości? Jeśli tak, najczęściej sam je tworzy lub przywołuje.

Co z tego, że w Króliczej Norce zmienimy siebie, ukształtujemy się od nowa i uświadomimy sobie nasze lęki, emocje, bolączki, skoro zepchniemy je tylko na dno Norki? Jaki sens ma jedynie świadomość tego, Kim w Istocie Jesteśmy, a nie Doświadczanie Tego, Kim w Istocie Jesteśmy? Jaki sens ma w końcu stworzenie siebie od nowa, poznanie siebie, a jednocześnie zamartwianie się tym, co się stanie za X czasu, nie wiedząc nawet czy to nastanie?

Udało mi się doświadczyć stanu bez lęku. Było to najcudowniejsze uczucie, jakiego doświadczyłam. Zakochanie się, pierwszy dzień wakacji, pierwsza randka, uśmiech dziecka, wschodzące słońce… Nic z tych rzeczy nie oddaje nawet w połowie stanu szczęścia, jaki daje życie bez lęku. Trudność polega na utrzymaniu w sobie tego stanu. Bo nagle wypełzają z zakamarków nowe lęki, obawy, zamartwiania się na przyszłość. Znowu na chwilę wkraczamy na drugą Drogę i życie zaczyna tracić na blasku, płowieje.

Otrzymaliśmy dar wolnej woli, od nas, więc zależy, którą z Dwóch Dróg wybierzemy, na którą będziemy wracać, jeśli zboczymy. Może poniższy cytat, także z Ksiązki D. Walscha, pomoże dokonać wyboru:

(…)jeśli wybierzesz działanie z miłości, osiągniesz coś więcej niż przetrwanie, zwycięstwo czy sukces. Wówczas doświadczysz w całej chwale, Kim W Istocie Jesteś, i kim możesz być”.

Pozdrawiam.

Trudne dni – Miesiączka

My kobiety mamy „trudne dni”, a nie jedna z nas przeklina czas, kiedy nadchodzą. Czy jednak comiesięczne krwawienia są naszym przekleństwem, czy może też naszą siłą?

Zapewne nie jedna z nas powie, że przekleństwem, a może i nazwie je karą Boską. Tymczasem okazuje się, że te dni mogą być naszą siłą.

W tym czasie, bowiem, w nas kobietach ujawnia się magiczna moc, zdolna przysłowiowe góry przenosić. Już w dawnych czasach wiedziano, że jest to dobry okres na praktykowanie magii miłosnej, gdyż zaklęcie miłosne w tym czasie rzucone zawsze przynosiło efekty. Osobiście nie polecam większości tych praktyk magicznych, bo wchodzą one w sferę manipulacji innymi (w tym wypadku mężczyznami). Dlatego nie będę omawiała w tym miejscu rytuałów miłosnych stosowanych w czasie menstruacji.

Wracając do głównego wątku. Miesiączka to czas, kiedy w kobiecie kumuluje się większa niż zwykle ilość energii, bowiem jest to tez czas oczyszczania. Koniec cyklu zbiega się z rozpoczęciem nowego, co powoduje intensywne oczyszczanie całego organizmu kobiety. Następuje swoista wymiana energetyczna i fizyczna starego na nowe i czyste. Warto, więc, ten czas wykorzystać dla siebie. Polecam wszystkim paniom nawiązanie większego kontaktu z naturą i przy okazji chłonąć też jej moc i energię. Moc i siła roślin, drzew, Ziemi „zebrana” w tym okresie przyniesie nam wiele dobrego.

Dla kobiety menstruacja to czas wzmożonego oczyszczania nie tylko fizycznego i energetycznego, ale również emocjonalnego. Jeśli więc jest taka możliwość polecam udać się w jakieś odosobnione miejsce lub znaleźć czas tylko dla siebie. Zagłębić się w siebie, poznać siebie, nawiązać więź z sobą i swoimi opiekuńczymi duchami czy aniołami. Uważnie obserwować siebie. Nie jedna z pań może być zaskoczona siłą, jaką w sobie posiada.

Szamanki, a także wiele kobiet żyjących w zgodzie z naturą i sobą, ten czas traktują, jako czas przejścia. Poznają siebie przekraczając bramę własnej jaźni, otwierają się na wiedzę ze Źródła, czy jak zwą niektórzy Absolutu.

Wiele z kobiet, które dopiero zaczynają poznawać siebie i swoje ciało, bywa zaskoczonych jak wiele odpowiedzi pojawia się w czasie medytacji przeprowadzonych podczas miesiączki.

Menstruacja, jak już wspomniałam, to okres wzmożonej aktywności i kumulacji naszych sil i energii. Nasza moc i percepcja wzrasta wówczas. Jednakże należy uważać na ewentualne byty czy larwy astralne, które silna moc przyciąga jak magnez. A ponieważ i tak jest to czas silnego oczyszczania, warto wspomóc go jakimś rytuałem oczyszczającym. Ot choćby kąpielami w zielu ostrożnia, bylicy czy szałwii. Nie zaszkodzi też przy okazji oczyścić swoje otoczenie z negatywnych energii.

Pomimo mocy i sily, jaką wówczas ma każda z nas, często ten czas jest bolesny i pełen dyskomfortu. Jest to często wynikiem wcześniejszego rozproszenia mocy i energii.

Ale i tu można sobie poradzić bez sięgania po środki farmakologiczne. Z własnego, bolesnego doświadczenia wiem, że wsłuchanie się w siebie i odpowiednie wykorzystanie tego okresu na pracę ze sobą i swoją energia, skutecznie pozbawiło mnie bólu. Dziś, kiedy mi się przydarza, wracam do natury lub medytuje i zapominam o tabletkach przeciwbólowych.

Skutecznie wspomagam się też gorąca herbatą z rumianku.

A przy bardzo silnych bólach warto popijać także skrzyp polny. Można też na tamponach lub podpaskach namalować nietoksycznym pisakiem runę Berkano, która jest runą kobiet. Osobiście nie sprawdzałam tej metody, ale ponoć działa. 😉

Polecam też przyjmowanie magnezu oraz przeprowadzenie jednodniowej głodówki oczyszczającej, lub diety oczyszczającej na czas menstruacji. Warto też zmienić sposób myślenia o tych dniach. Zamiast nazywać je „trudnymi dniami” nazwijmy” dniami mocy, czasem oczyszczania czy dniami transformacji. A całą energię skoncentrujmy na uwolnieniu się od toksyn, brudów, złogów, a także złych nawyków i negatywnych emocji. Takie oczyszczenie doda nam i zdrowia i urody.

Kiedyś uważałam, że miesiączka to nasze przekleństwo. Dziś korzystam z mocy, jaka mi dają te oczyszczające dni.

Gelnhausen lipiec 2010 roku

W pułapce ego

Ego to Ja. Tak najprościej można określić, czym jest ego. Bo z łacińskiego słowo to oznacza właśnie „Ja”. Rozszerzając tę definicję o „Słownik wyrazów obcych i trudnych” (autorstwa Andrzeja Markowskiego i Radosława Pawelca), dowiemy się, że ego w teorii psychologicznej Zygmunta Freuda: ja -świadoma część osobowości, która spełnia funkcje poznawcze i kieruje zachowaniem człowieka:

W psychoanalizie ego pośredniczy między sferą podświadomych popędów i pragnień – id – a sferą sumienia – su-perego.

Od ego wywodzą się kolejne pojęcia, jak egoizm, egocentryzm, egotyzm… Krótko mówiąc świat, który kręci się wokół mnie i mojej osoby. A dokładniej właśnie mojej świadomości. Ta zaś, kreuje rzeczywistość, w jakiej przychodzi mi żyć.

Co zatem stanie się, jeśli pozbędę się swego ego, jak sugerują niektóre kierunki szkół duchowych?

Moim zdaniem katastrofa, gdyż ego jest nieodłącznym elementem nas. Naszej trójczłonowej osobowości, czyli id, ego i superego, lub jak chcą niektórzy, podświadomości, świadomości i nadświadomości. Wyzbycie się jednej z tych części, zakłóca „zespołową pracę”. Id nie wie, czego chce, super ego popada w skrajności od poczucia winy do megalomani, a ego dusi się i przestaje spełniać swoje funkcje, czyli poznawać i kierować.

Co zatem zrobić, by móc iść do przodu w szeroko rozumianym rozwoju duchowym, a jednocześnie nie zniszczyć w sobie ego? Moim zdaniem trzeba zachować równowagę i harmonię między całą trójcą naszej osobowości.

Ostatnio wokół ego, sporo jest zamętu. Pisma i książki New Age, szkoły duchowe, chętnie obarczają winą za nasze niepowodzenia i zło tego świata właśnie ego. Rozpisują się o szkodach, jakie ego wyrządza nam, naszemu życiu, naszemu zdrowiu. Nawołują do wyzbycia się ego, odrzucenia go, zniszczenia w sobie. I wielu idąc za takimi agitacjami robi wszystko by się tego nieszczęsnego ego wyzbyć ze swego życia. Często popadając nawet w pułapkę samego ego, które łatwo się nie poddaje. A, że sprytu mu nie brakuje, tak kreuje (w końcu kreacja to jedno z jego zadań) rzeczywistością i świadomością, że człowiek zaczyna żyć w przekonaniu, że wyzbył się lub skutecznie wyzbywa ego, a w rzeczywistości jest nim coraz bardziej owładnięty. Nie dostrzegając tego, narzuca swoje widzenie świata innym, nawołuje wzorem swych duchowych agitatorów do wyzbycia się ego, chwali i akceptuje tych, którzy się do niego przyłączyli, neguje, a w skrajnych wypadkach prześladuje, tych, którzy żyją sobie ze swym ego za pan brat. Nie przyjmuje innej prawdy poza swoją własną – wyzbywania się ego. Nie dostrzega jednak, że tak naprawdę kieruje nim właśnie ego, które przez pewne nieumiejętne działania zamiast istnieć w harmonii z id i superego, zaczyna dominować, rządzić i oceniać. To ono właśnie zmusza do postrzegania siebie, jako lepszego od większości, bo bardziej świadomego szkodliwości ego. To ono poddaje ocenie innych segregując na lepszych – czytaj rzekomo wyzbywających się ego i na gorszych – czytaj nieświadomych czy też ślepych ignorantów, którzy kierują się ego. To ono będzie w końcu wyłapywało z książek, artykułów czy tekstów o rozwoju duchowym, wszystko, co potwierdzi i utwierdzi w słuszności swoich poglądów. Ono w końcu będzie walczyć, często zaciekle w obronie swych racji, dotyczących szkodliwości ego. Wydaje się to paradoksalne, że właśnie ego, będzie karmić się zwalczaniem ego. Ale tak właśnie jest, bo walcząc z ego, w rzeczywistości karmimy je i sprawiamy, ze wzrasta w siłę, przejmuje całkowicie nad nami kontrole i zakłóca harmonijna współprace z id i superego.

Spotkałam się z twierdzeniem, w jakiejś publikacji New Age, że praktyki i medytacje buddyjskie prowadzą do wyzbycia się całkowicie ego. Być może tak jest faktycznie, jednak w postawie buddyjskiego mnicha i „niuejdżowskiego” agitatora jest ogromna przepaść. Mnich żyje sobie w spokoju i harmonii z samym sobą, niczego nie narzucając innym, ani przede wszystkim nie oceniając innych. Mnich wie, że każdy z nas ma swoją drogę do przejścia i swoje doświadczenia do przeżycia. Mnich wie, że aby się przebudzić wystarczy chwila potrzebna na otwarcie oczu, nie musi nazywać części siebie: id, ego, superego, bo akceptuje je wszystkie w pełni. Zmienia w sobie to, co jest sprzeczne z jego naturą, rozwija w sobie to, co jest z nią zgodne. W ten sam sposób postępuje każdy oświecony i dążący do oświecenia. Mistrzowie Duchowi, oświeceni, mistycy, czy nawet Ci, którzy dopiero otwierają oczy na drodze oświecenia, wiedzą, kiedy jedna z trzech części osobowości zaczyna dominować. Czy jest to Ego, czy Id czy Superego, nie ma znaczenia. Znaczenie ma umiejętność rozpoznania w sobie dysharmonii i zapobieganie jej. Znaczenie ma też umiejętność takiego wykorzystania id, ego i superego, by móc stwarzać siebie, kreować swoje wnętrze i otaczający nas świat. I doświadczać go. Doświadczać Bycia. A nie da się Być bez ego. Bo Ego to Ja, a Ja to Bycie, Istnienie, Odczuwanie, Świadomość, Twórczość. Jam Jest – Jedna z najwspanialszych i najmądrzejszych afirmacji, jakie znam, nie mogłaby zaistnieć bez ego. Dlatego uważam, że nie należy dać się zwariować w oczernianiu, negowaniu i wyzbywaniu się ego. Zamiast tego nauczyć się po prostu Być. Nie oceniać – a to bardzo trudna sztuka. Nie narzucać. Uszanować doświadczenia innych, w pełni przeżywając własne. I kształtować je zgodnie z Własną Wolną Wolą. Tyle wystarczy, by nasze ego z dominanta stało się jednym z trzech czynników naszej pełnej osobowości.

Gelnhausen, Niemcy, 13 lipca 2010

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój