Lung-gom


Biegłem, nie
stawiając kroku, wyglądało to jakbym sunął tuż nad ziemią.
Miałem wrażenie, że
mógłbym tak biec i biec, okazało się, że nie mam “baku bez dna” i
musiałem odpoczywać. Docierając do jednego miasta widzę znajomego, który
deklaruje, że mnie podwiezie, rozpatrując to w myślach czy skorzystam z jego
propozycji, wybrałem swój środek transportu. W podróży okazało się że nie
musząc odpoczywać mogę „przebiec” odległość czterech starożytnych maratonów.
Na jednym „przystanku”
odpoczywałem przy małym dziecku i jego babci, tak jakbym wpadł nagle w
odwiedziny, wyglądali jak mieszkańcy Himalajów.

Jak patrzeć na tą „podróż”,
być może – „dotrzesz tam gdzie chcesz, ale są chwile, kiedy musisz wyczekać (zebrać
siły) odpowiedniego momentu do dalszej drogi”.

Dziecko i jego
babcia przypomniały mi inny sen sprzed wielu lat, ktoś poprosił mnie w nim o
odprowadzenie dziecka do wioski, gdzie tłem też były Himalaje. Wioska leżała
tuż nad rzeką, której brzeg był obłożony kamieniami, miejscami nawet murowany, pamiętam
jak dziś schody, aby wyjść na poziom miasta. Wszedłem do domu, w którym główne
pomieszczenie było jakąś salą obrad, a do dokoła były rozsiane mniejsze pokoiki.
Spotkałem się ze starszymi wioski, widać było że są bardzo starzy, dziwnie
wyglądali, włosy mieli uplecione w warkocze, coś wydzierało się z ich
spojrzenia i mimiki. Ni to młodość/przewrotność,  nie było to naturalne jednym słowem. Wciąż pamiętam
powitalne skinięcie głowy i to spojrzenie „starca”.

Zaskoczenie


Stara kamienica, mieszkanie skryte w półmroku, za oknem przemyka popołudniowe słońce.
Naprzeciwko siebie stoi dwóch mężczyzn, jeden z nich trzyma w dłoni „zdjęcie”, obraz przedstawia poszukiwanego mężczyznę, który stoi tuż obok skryty w półmroku.
Mężczyzna wpatruje się w nie, zarazem lustruje otoczenie, nikogo nie dostrzega.
Ukryty maskuje się jeszcze bardziej, zmieniając swoją postać opada na podłogę, stając się
2-wymiarowym obrazem-cieniem.
Poszukujący nikogo nie znajdując odwraca się i powoli wychodzi z mieszkania przemierzając wyjątkowo długi przedpokój.
Tuż za nim po podłodze sunie cień-obraz, mężczyzna niczego nie podejrzewa, spokojnie zamyka za sobą drzwi.
Cień przechodzi z podłogi do swojej wcześniejszej postaci, staje przed drzwiami, zerka przez „judasz”, sprawdzając czy już jest bezpieczny.
Bezgłośnie jakby z nikąd staje w tym momencie za nim inny mężczyzna, o krótkich szarych włosach i stalowo białych oczach.
Delikwent śmiertelnie przerażony podskakuje jakby sam Diabeł stanął za jego plecami…

Nie kierowanie

Mati, tłumaczył mi kiedyś kilka spraw, nie do końca wtedy rozumiałem jego przesłanie, ale z czasem w większym stopniu rozumiem niektóre niuanse tego co się wydarza, i tego co on chciał mi przekazać.
– Czasami lepiej jest “nie wiedzieć, że coś posiadasz”, nie kierować tym, pozwolić żyć temu własnym życiem…

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój