Kłamstwo

ma olbrzymi wpływ na dzieci.
Jeśli swoim zachowaniem rodzice pokazują, że niezbyt wysoko cenią uczciwość, prawdomówność, dzieci na pewno wchłoną tę informację. To, co mówią oboje opiekunowie ma o wiele mniejsze znaczenie, niż to, co robią.

Można do znudzenia powtarzać, by dzieci były prawdomówne, że nie wolno kłamać, ale kiedy widzą, że słowa nie pokrywają się z czynami, szybko dowiedzą się, co naprawdę myśleć. Przed dziećmi nic się nie ukryje. Mają wspaniale rozwiniętą intuicję i są doskonałymi obserwatorami. Nie łudźcie się, że można coś przed nimi ukryć!

Zaczyna się od niewinnych kłamstw, które odsuwają na chwilę nieprzyjemną konfrontację, potem – kiedy się uda – życie bez kłamstwa staje się niemożliwe. Odraczamy wzięcie na siebie odpowiedzialności zasłaniając się kłamstwem, zagłuszamy, co naprawdę czujemy. A potem… potem kłamstwo staje się sposobem na życie… Strach przed wzięciem odpowiedzialności za słowa i czyny nie pozwoli na zmiany.

Pierwszymi nauczycielami w życiu dziecka są rodzice. To od nich przede wszystkim uczą się kontaktowania z innymi ludźmi. Potem ten krąg się poszerza o inne autorytety – nauczycieli, rówieśników, pracodawców.
Jeśli oboje rodziców wzajemnie przymyka oczy na własne drobne kłamstewka w obecności dzieci, wzorzec ten zostanie utrwalony w ich psychice: Tatuś okłamuje mamusię, że wypił tylko dwa piwa, a w rzeczywistości wypił z kumplem pół litra wódki… Mamusia okłamuje tatusia, że zapłaciła za nowe buciki tylko 100 złotych, gdy w rzeczywistości zapłaciła dwa razy tyle… Dziecko przynosi ze szkoły drogie markowe pióro. Na pytanie skąd je ma, odpowiada, że koleżanka mu je podarowała, że znalazło na ulicy/na przerwie między lekcjami/w szatni/w klasie itd., będąc na sto procent pewne, że ani ojciec, ani matka nie będą dociekali, skąd je ma tak naprawdę. Jest to unikanie odpowiedzialności za własne postępowanie i w następstwie – postępowanie dzieci.

Od rodziców – w pierwszej kolejności – uczymy się tolerancji lub nietolerancji kłamstwa, oszustw, mataczenia. I zawsze zaczyna się od niewinnego kłamstewka, drobnego oszustwa, naginania faktów na swoją korzyść. Te wzorce stosujemy w dorosłym życiu. Unikanie odpowiedzialności przenosząc ją na innych, to sposób na życie większości z nas. Niech odpowiadają naiwni – przypłacając zdrowiem, depresją (a czasem życiem), chcąc na siłę utrzymać zakłamany związek, w którym nigdy – lub prawie nigdy – nie było szczerości, otwartości, uczciwości – wobec siebie i wobec najbliższej osoby.
Chcąc tym sposobem utrzymać pracę, dobre relacje ze zwierzchnikami, współpracownikami brniemy w kłamstwa i zaprzeczanie, w oszustwa, przymykanie oczu na jawną niesprawiedliwość. Akceptując w ten sposób to, czego tak naprawdę nie chcemy doświadczać w swoim życiu…

Pamiętaj skarbie

Młoda kobieta wracała do domu z pracy samochodem. Jechała bardzo ostrożnie, gdyż auto było nowiutkie, wczoraj odebrane i opłacone z oszczędności męża, który z wielu rzeczy zrezygnował, by móc kupić właśnie ten model.
Na bardzo zatłoczonym skrzyżowaniu kobieta zawahała się przez moment i to wystarczyło, by uderzyła zderzakiem w tył innego samochodu.
Wybuchła płaczem. Jak będzie mogła wytłumaczyć tę szkodę mężowi?

Kierowca drugiego auta był wyrozumiały, ale wytłumaczył jej, że muszą wymienić sobie numery prawa jazdy i inne dane.
Kobieta szukała dokumentów w plastikowej torbie. Wypadł z niej kawałek papieru. Zdecydowanym charakterem pisma napisane były te słowa: “Gdy zdarzy się wypadek… pamiętaj skarbie, że ja kocham Ciebie, a nie auto!”.

Powinniśmy o tym zawsze pamiętać. To ludzie są najważniejsi, a nie przedmioty. Ileż to czynimy dla przedmiotów, aut, domów, organizacji, materialnej wydajności!
Gdybyśmy poświęcali taki sam czas i taką samą uwagę osobom, świat byłby inny. Powinniśmy znaleźć czas na słuchanie, na patrzenie sobie w oczy, na wspólny płacz, na dodawanie sobie otuchy, na śmiech, spacer… tylko to zabierzemy ze sobą na Drugą Stronę. Nas i naszą umiejętność kochania. Nie rzeczy, nie ubrania, ani nie to ciało…

Prawdziwe bogactwo

Pewnego razu pewien bardzo bogaty ojciec zabrał swojego syna na wycieczkę na wieś, aby pokazać mu, co to znaczy “bieda”. Spędzili kilka dni w gospodarstwie, które można było uznać za wyjątkowo biedne. Po powrocie ojciec zapytał syna:
– Jak ci się podobała wycieczka?
– Było świetnie tato.
– Zobaczyłeś jak żyją biedacy?
– O tak!
– Czego więc się nauczyłeś?
– Tato, my mamy jednego psa, oni cztery. My mamy basen, który zajmuje pół ogródka, oni strumień, który nie ma końca. My mamy w ogrodzie importowane latarnie, oni mają gwiazdy. My mamy mały kawałek ziemi, oni pola, których końca nie można dojrzeć. My mamy służbę, oni służą innym. My musimy kupować jedzenie, oni uprawiają swoje własne. My mamy ogrodzenie wokół posiadłości, aby się chronić, oni mają od tego przyjaciół…
Ojciec zaniemówił.
– Dziękuję ci tato, że pokazałeś mi jak jesteśmy biedni – powiedział syn.
Czyż perspektywa nie jest piękną rzeczą? Sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, co by było, gdybyśmy zaczęli być wdzięczni za to co mamy, zamiast martwić się o to, czego nie mamy…”

znalezione w sieci

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój