Tu czy tam, a może pomiędzy

„– Wczoraj świat stał się taki, jak go opisują czarownicy – kontynuował. – W tym świecie kojoty mówią, tak samo jak i jelenie, o czym kiedyś ci opowiadałem, podobnie zresztą jak i grzechotniki, drzewa i inne żywe istoty. Ale ja chciałem, abyś ty nauczył się widzenia. Może wiesz już teraz, że widzenie wydarza się tylko wtedy, kiedy przemykasz się pomiędzy światami, światem zwykłych ludzi i światem czarowników. Teraz jesteś dokładnie pośrodku. Wczoraj wierzyłeś, że kojot mówi do ciebie.
Każdy czarownik, który nie widzi, tak samo by wierzył. Ale ten, kto widzi, wie, że wiara w to oznacza utknięcie w rzeczywistości czarowników. W ten sam sposób nie wierzenie w to, że kojoty mówią, to utknięcie w rzeczywistości zwykłych ludzi.” Don Juan

Jeśli powiesz komuś „że kojoty mówią”, większość uzna Cię za wariata.
Idąc tym tropem w śnieniu możemy spotkać różnych rozmówców, będzie to on, ona lub ono, albo jeszcze coś bardziej nieokreślonego np. jakiś symboli, idea, można by tu przytaczać wiele przykładów.
Ludzka świadomość nie dopuszcza tego czego nie zna i najczęściej zamyka się na nieznane i niezrozumiałe.
Ci dla który ważniejsze jest to „że kojoty mówią” tracą kontakt z ludzkim światem i z samym sobą, wtedy faktycznie możemy obawiać się o ich zdrowie;)
Zaś Ci którzy skupiają się tylko na tym co widzą i co mogą organoleptycznie poznać swoimi zmysłami wybierają świat ludzi, i tu pozostaje wybór czy chcemy poznać to co jest dalej po za naszym „światem”, który codziennie ograniczamy zamykając się na siebie, na innych, już nie mówiąc o tym co jest jeszcze „dalej”.
Równowaga to takie ogólne słowo, ilu z nas myśli o tym choć przez chwilę, ilu z nas czyni coś w tym kierunku.
„Utknąłeś” czy idziesz dalej;)?

Vendetta

W tym świecie polowano na mnie, grupa ludzi zaprzęgła do pomocy coś w rodzaju komputera. Świat był w jakieś części archaiczny niektóre urządzenia były podobne w działaniu ale ich wygląd daleko odbiegał od naszych norm jakby były prototypami w naszym wydaniu.
Komputer lub raczej jakąś maszynę licząca wspierało urządzenie które znajdowało sie na drugim pojeździe, maszyna była wielkości ciężarówki, także wszystko było “duże”.
Czas do godziny zero upływał w zastraszającym tempie, przeciwko sobie miałem ludzi i maszyny, nie wiem co miało się wtedy dokładnie wydarzyć czy miałem przestać istnieć, czy mieli jakiś inny zamiar.
Moi przyjaciele szukali sposobu na zatrzymanie tego procesu, a jak to wszystko się skończyło zostało przede mną ukryte.

Następnymi scenami były sceny zemsty, widziałem każdego swojego przeciwnika który ginął w rożnych i dziwnych okolicznościach.
Pierwszy obraz jaki widziałem, był mężczyzna prowadzący jakiś dziwny okrągły pojazd, przypominał batyskaf, przyglądał sie wskazaniom na małych monitorach, pomimo tego, że był bezpieczny w pojeździe, na nic sie to zdało, rozprysnął sie na ścianach pojazdu ,inny ginęli w podobnych okolicznościach.

Latałem tuz nad grządkami kwiatów, lawirując miedzy drzewami, lecąc tuz nad ziemia, ocierając sie o czubki traw, upajając sie ryzykiem i szybkimi zmianami kierunków.
Było to tuz obok mojej szkoły z dzieciństwa, było w niej setki ludzi, tłok na korytarzach i przed budynkiem.
Podobnie jak w innych snach coraz mniej przejmowałem sie tym, że ktoś mnie zobaczy, robiącego piruety i mającego gdzieś grawitacje.
Wiedziałem, że przez okna nie jedna osoba może mnie widzieć, a w nie wielkiej odległości dostrzegłem kobietę przechodzącą obok szkoły, która przypatrywała się moim poczynaniom, także permanentnie robiłem co chciałem bez względu na to czy ktoś jest w pobliżu, czy nie.

Wizyta

Z jakiegoś powodu byłem wyjątkową osoba w tym świecie, gdzie moi najbliżsi stanowili zbrojną Rodzinę.
Na dachu naszego domu  pośród oszklonych wieżyczek które wyglądały niczym latarnie morskie, wszystkie okna były po otwierane, zebraliśmy się w oczekiwaniu, tak jakby nadciągał atak.
Moja „wyjątkowość” polegała tez na tym, że chcieli na tym korzystać inni, przeciwna  „zła” Rodzina, a przez ich aspiracje ginęli ludzie.
Oburzyło mnie to i postanowiłem temu zaradzić, podjąłem decyzje że spotkam się z głową rodziny wrogów. Poszedłem do ich lokalu, spędziłem tam wiele godzin czekając na ich decyzje, w trakcie oczekiwania, chodziłem po barierkach wspinałem się po różnych rurkach, przeciskałem się przez różne zakamarki cały czas będąc obserwowanym, jednym słowem dbałem o formę.

W pewnym momencie okazało się, że pod schody które prowadziły do lokalu podjedzie kierowca, który zawiezie mnie na miejsce, podjechała długa, żółta limuzyna.
Krótka rozmowa z kierowca i jedziemy na miejsce, auto niby takie pojemne, a jechałem ściśnięty, bo coś ograniczało miejsce.

Dojechaliśmy do pewnej kamienicy, która mieściła w sobie sporą hale restauracyjna, przez cala jej długość zamontowana była ławka-stół na której siedzieli lub stali w oczekiwaniu członkowie klanu na swojego przywódcę.
Nadchodzi, wszyscy stanieli na ławce, odchyleni byli skrajnie do tylu, aby pod żadnym pozorem nie upaść bo ławka była pochylona pod pewnym kątem. Okazało się, że jest to kobieta, wszyscy byli wyprężeni, nerwowi i robili dobre miny do zlej gry.
Stałem drugi od wejścia, dokładnie nie pamiętam czy sama wybrała tego nieszczęśnika czy ktoś wskazał jakiegoś, że niby jest na niego skarga.
Wskazany podszedł do swojej Szefowej z uśmiechem i pełen „miłości”, ona wchodząc do hali wypowiada jakąś formułkę jak hymn czy pozdrowienie w Rodzinie.
Nieszczęśnik zbliżył się do Władczyni, miała orientalna urodę, pełen uśmiech i pożarła jednym ruchem osobnika.
Po tym zdarzeniu powtórzyła formułkę na przywitanie jak by się nic nie stało, nie wiem co widzieli w tym momencie inni, ale ja widziałem że ta kobieta  nie jest tylko kobietą ale kimś w rodzaju połączenia człowieka i bliżej nie określonego zwierzęcia, pierwsze skojarzenie było z koniem. Makabreska spokojnie szła sobie środkiem Sali.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój