Taala…Filipek…

Filmowa historia o człowieku, który spędził prawie całe swoje życie w Wesołym Miasteczku.
Konserwował, naprawiał wszystkie urządzenia, “by było bezpiecznie”,jak to sam często podkreślał wobec swoich współpracowników.
Od momentu powrotu z wojny, żywił do końca swoich dni, pretensje do świata za przestrzeloną nogę, która uczyniła go tym kim jest.
W ostatnim dniu czynił to co do niego należy, gdy nagle okazało się, że życie kilkorga ludzi wisi na włosku, a dokładnie na stalowej linie, która z każdą chwilą stawała się coraz cieńsza.
Udało uratować się wszystkich z wysokościowej gondoli, ale nikt nie widział jednego…
Małej dziewczynki przerażonej wrzaskiem, zamieszaniem, całym tłumem dookoła, przysiadła na ziemi ale akurat w miejscu, które miało być za chwilę miejscem upadku gondoli.
Mimo usztywnionej nogi, mimo wieku, mimo wszystkiego, spieszył się by ratować Małą.
Ostatnią, rzeczą którą czuł był dotyk małych dłoni…

Ciało odzyskało sprawność, tak jakby lata całej starości uciekły, Miasteczko było opustoszałe, głos z początku przychodził mu z trudem.
Poza nim była tam jedna osoba, pierwsza, która miał ukazać mu to czego nie dostrzegał w swoim życiu.
Jak życie każdego z nas jest powiązane z życiem innych ludzi.
Pierwszy jego rozmówca człowiek dziwadło o niebieskiej skórze, który występował kiedyś w Miasteczku, zapowiedział, że spotka się jeszcze z czwórką gości.
Drugim był kapitan z czasów wojny, który wyjawił mu prawdę o przyczynie przestrzelonej nogi, i doprowadził do uwolnienia nienawiści, jaka narastała z każdym dniem życia Eddiego od momentu postrzału.
Trzecią osobą była właścicielka Wesołego Miasteczka, która otworzyła mu oczy na jego ojca, to kim był i jaki był naprawdę. Obrazy, które ujrzał odmieniły wszystko, przebaczenie otworzyło serce naszego bohatera.
Kolejne spotkanie było czymś zaskakującym, spełnieniem nadziei, ukojeniem. Wpierw zobaczył, a później poczuł ciesząc się żywą radością, ściskając w ramionach swoją żonę.
To Ich chwile…
Coraz słabszy, znalazł się nad rzeką, kamienisty brzeg rozciągał się przed nim, lekka mgła unosiła się tuż nad powierzchnią spokojnej wody.
Zobaczył małe dzieci myjące się w rzece, opadający z sił podszedł do jednej małej dziewczynki, która przywoływała go delikatnym ruchem dłoni.
Skośnooka dziewczynka wskazując na siebie powiedziała “Taala”, on zaś w odpowiedzi wskazując na siebie powiedział z rezygnacją “Przegrany”.
Z uśmiechem potwierdziła jego domysły, że jest piątą osobą z którą miał się spotkać. Nikt z poprzedników nie powiedział mu czy dziewczynka dla której zaryzykował swoje życie, czy przeżyła.
– Czułem jej małe dłonie…
– Nie, to były moje dłonie wciągnęłam Cię tu do Nieba:), nie wyciągnąłeś małej dziewczynki…
– Odepchnąłeś ją, ona żyje.
Powoli dociera do niego dlaczego rozmawiają…
Czasy wojny… krokami w szaleństwie, dłońmi trzymającymi miotacz ognia spalił kilka drewnianych domów w dżungli. Wszystko zaczynał sobie przypominać, obrazy które przemykały wyjaśniał aż nazbyt wiele.
Matka schowała swoją córkę w domu, by tam była bezpieczna.
Mimo szaleństwa tamtego czasu widział, że ktoś przemyka wśród płomieni, chciał wejść w płonący dom.
Kapitan nie miał wyjścia przestrzelił mu kolano…
To już nie ta dziewczynka, którą ujrzał nad brzegiem rzeki, jej skórę pokrywają teraz rany po oparzeniach, ich czerwień podkreśla wszystkie wydarzenia.
W wodzie jest pełno kamieni, Taala wydobywa z dna jeden większy, płaski kamień, unosi go w stronę Eddiego.
– Umyj mnie…
Zdezorientowany bohater nie wie co ma robić, jest roztrzęsiony, nieporadnie, powoli dotyka policzka pokrytego bliznami.
Woda, kamień, dotyk, troska rozmywają blizny, przywracając dziecięcą skórę.
Z uśmiechem Mała bierze go za rękę i razem zanurzają się pod wodę…
Rzeka zmienia się w niekończący się Ocean…

Kim jestem, że doświadczam ukrytego
Kim jestem…

Spacery…

Pamięć wciąż żywa, łąk , pól i lasów, zabaw Twojego dzieciństwa, które tak mocno poznałem ostatniego lata.
Wymykałaś się wtedy nocami, będąc małym brzdącem, by pobiegać po lesie.
Gdy przeszliśmy uroczysko, poznałem Twojego dawnego Przyjaciela, strażnika tego miejsca, opiekuna pól i łąk.
Okazało się, że już wyrosłaś ze zdolności „strzykania” wodą na odległość, mi jakoś jeszcze się udało;)
Przyjaciel Nasz zgubił też gdzieś, swoją sakiewkę, podobno często to mu się przytrafiało. Jak się później okazało, wylądowała jakimś sposobem w pobliskim strumieniu.
Tradycyjnie chciał wydębić ode mnie jakiś mały prezent, ale cóż nic nie miałem ciekawego przy sobie. W zamian za brak prezentu dostałem małego figla przy powrocie do domu:)
Leżąc na ścieżce pośród pól, rozmawialiśmy, poznałem wtedy Wasze dawne czasy.
Jemu zawdzięczam naruszenie muru, który przeszkadzał radości z dostrzegania świata, najmniejszych elementów przyrody.
W rozmowie wyszło, że zainteresowałem się ostatnio pewnym odmiennym elementem istnienia.
Mój rozmówca uznał „Może to już czas…”, czyniąc mnie bezpiecznym zniknął, zapraszając Władczynię Imperium, z którą miałem to wszystko omówić.
Spacer się wydłużał, poznałem wtedy Twoją przeszłość, różne poziomy istnienia, zależności, to nie była Nasza ostatnia rozmowa, obecnie ma jeszcze więcej na głowie, doszło drugie Imperium, ale czasami znajdzie chwilkę by sprawdzić czy dobrze położyłem tapety w altance:)
Odchodząc zostawiła dla Ciebie białe, polne kwiaty, a znak dla innych…

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój