„Po mnie przyjdą silniejsi”

Przybiliśmy do szerokiej grobli, która rozdzielała jezioro, wszędzie pełno żaglówek, motorówek, ludzi zażywających kąpieli, aż samemu by sie chciało skorzystać z choć krótkiej chwili ochłody.
Stojąc przy brzegu opieram sie o jakiś pomost, ludzie wsiadają na statek, jakieś krzykliwe kobiety rozpychają się niemiłosiernie, jedna z nich wpada na mnie. Nie wiem czemu ale mówię wtedy ”woda, woda”, po chwili rozwrzeszczana gromadka kobiet jest juz na statku. Znienacka pojawia się „dziwny” mężczyzna, jest coś w nim takiego, że od razu budzi to moją nieufność. Wciąga rękę, że niby chce mnie dotknąć, jakby ta jego nieporadność miała coś ukryć. Jednym ruchem wrzucam go do wody, pomiędzy brzegiem, a przycumowanym statkiem. Budzi to zdziwienie wśród pasażerów, „delikwent” nie wypływa, po chwili jeden z pasażerów stwierdzając że „tutaj tak jest głęboko” wyciąga skądś trupa i topi go sobie, skupiając na tym uwagę wszystkich.

Walczę z „kimś” albo to kumpel wrzuconego do wody albo on sam. Tylko, że teraz jest to inny wymiar, i fizyczność jest tutaj pomijalna. Postać jest bezcielesna, ale tak jakbym dostrzegał jej kontury. Nie ruszając się, ale wykonując jedno uderzenie, które nie jest uderzeniem w fizycznym znaczeniu tego słowa, miażdżę jego lewą stronę , drugie uderzenie miażdży prawą stronę. Jeśli miałby kości to każda była by połamana…

Siedzę sobie na łóżku rozmawiając z mężczyzną który wspomina jak to kiedyś pracował , w jakich warunkach i jak to się kiedyś piło. Mimo że śnię, analizuję to co wydarzyło się wcześniej. Opisuję walkę, odczuwam ją, zajmuje mi to 3 strony A4. W drugim pokoju jest ktoś kto nie odwraca sie by spojrzeć, wciąż widać jego plecy. Przychodzi mój ojciec z zapytaniem czy sobie wszystko zapisałem, podnoszę kartki z podłogi obok łóżka stwierdzając, że „tak”.

Bloodlines…

Idziemy powoli, obok mnie młody chłopak opowiada mi o swojej kompani, mówi że ich mentorem jest „istota” która gra postać szaleńca w pewnej „sztuce”. Znam  to „dzieło”, stworzyli je ludzie w hołdzie swoim Panom. Poznałem pobieżnie wątki w „sztuce”, ale na dalsze wgłębianie jakoś nie mam ochoty i czasu, może kiedyś…

Polowanie…

Ponad cztery lata temu miałem pewną rozmowę, zimny i jesienny wieczór, rozmowa zaczęła się wśród kilku czerwonych kasztanów, jedne z niewielu w moim mieście.
Notka „Brama” 07.2004.
Naprzeciw siebie stanęli, człowiek na początku swojej drogi i istota z ognia stworzona.
Jeśli walczy dwóch podobnych sobie, każdy przeciwnik jest w stanie dosięgnąć drugiego, ale co wtedy, gdy każdy pochodzi z innego świata jak zwykłe ludzie dłonie mogą dosięgnąć to, co „niewidzialne”. Trzeba odczuć tą bezsilność, gdy widzisz jak każde Twoje działanie jest niczym li tylko pustym gestem. Próbowałem wielu sposobów by uchwycić przeciwnika, wywołując tylko śmiech. „Przecież ty nie wierzysz”, „Twoja podświadomość wie, i szuka”.
Używając fortelu udało mi się „pokonać” przeciwnika. Na koniec usłyszałem słowa ”Po mnie przyjdą silniejsi”.
Minęły lata, a ja wciąż uczyłem się sztuki „polowania”, trwa to do dziś, i będzie trwać.
Atutem przeciwnika jest przyczajenie, „niewidzialność”, totalne ukrycie w najgłębszych zakamarkach duszy lub na samej powierzchni zgodnie ze słowami „Pod latarnią najciemniej”, skoro i tak nikt nic nie widzi lub uważa, że wie lepiej.
Wywabić przeciwnika z ukrycia, tylko wtedy można skutecznie działać. Nawet, gdy dzieli nas odległość, znaleźć słowo, pytanie, czuły punkt, inny szczegół, który posłuży za kotwicę.
Wyciągnąć i doprowadzić do konfrontacji, uświadomienia i jak tylko można …pomóc.

Napisałem słowa poniżej, jeszcze zanim cała historia się zaczęła, jak widać podświadomość chodzi własnymi ścieżkami;)

Oczy istoty nocy
Skóra sprężysta w każdym ruchu
Drapieżna zmysłowość gotowa do skoku
Delikatne stąpnięcia
Wkrótce zajdzie słońce, zaczną się łowy
Bezgłośne ofiary
Rozkosze smaku
Błogość spełnienia
Następnej nocy inne miejsca ofiarne krzyczącego smaku

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój