Bezwietrzny port

Widziałem dwa żaglowce dokujące w porcie…
Pierwszy był zwrotny, w czarnych kolorach, zbudowany z materiałów „gorszej” jakości. Jego nazwa mogła brzmieć „chytry jak lis”.
Drugi zaś przewyższał pierwszego pod każdym względem, wielkością żagli, długością pokładu, był ogromną bielą pełną majestatu.
Przy próbie wypłynięcia z portu, okazało się, że jest to niemożliwe czy to z braku wiatru, czy poziomu wody w porcie.
Żaglowce zmieniły się w ciężarówki, woda nie nakrywała nawet kół, lepiej widoczny był dla mnie biały żaglowiec-ciężarówka, który jechał po lewej stronie. Drugi też był widoczny ale jakby tuż na skraju mojego widzenia. Obydwa zmierzały do granic portu, którym była symboliczna linia gdzie kończyła się„płytkość”, a poza nią była już tylko „głębia”.
Odnosiłem wrażenie jakbym nie tylko ja je obserwował, wyczuwało się napięcie jak to się wszystko skończy, czy im się uda.
Po przekroczeniu „granicy” wskoczyły w „głębię”, żywioły morza przyjęły je do siebie, pojawił się ogromny wir, przesunął się wzdłuż „granicy”, pozostało tylko oczekiwanie.
Nagle pojawił się jeszcze większy wir, tak jakby morze miało wypluć ich z siebie, kotłująca woda uniosła się w górę…
Nie dostrzegłem najmniejszego śladu po żaglowcach, pozostało już tylko wzburzone morze.

Oczekiwanie…

Nie mogłem nic zrobić, walka musiała się odbyć
Walczyć miał ktoś mi bardzo bliski, był szczupłym, drobnym meżczyzną o białych i prostych włosach.
Prawo było prawem, wiedziałem, że mogę go już nie zobaczyć
Pozostało tylko oczekiwanie…
Ujrzałem go, ze straszliwą raną przez całą pierś
Żył…

Oczekiwanie…

Tak wiele chciałbym napisać, a nie mogę…
Czas jeszcze nie nadszedł…
Zostawię dziś kolejną kroplę z Księgi Słów…

To już ostatni mur obronny
Sprzymierzeńcy odeszli
On nadchodzi w głuchym łoskocie
Bogowie wzywam Was w milczeniu
Stańcie za mną tarczą
Zginę, a nie cofnę się
Bo w Was mam oparcie
Jam z Waszej łaski orężem, które stawi mu czoła
Dobywam z wnętrza siebie klingę…
On nie przejdzie…

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój