Kheper-u

Ostanie piętro wieżowca, rozległy apartament, dwie osoby mężczyzna i kobieta prowadzą dyskusję.

Nagle docierają do nich sygnały, że coś się dzieje, wokół mieszkania niezidentyfikowani wrogowie, podchodzą z różnych stron wieżowca, po schodach przeciw pożarowych. Lokatorzy biegną w stronę najbliższych atakujących…

Rozmawiam z osobą , która ukrywa swoją tożsamość. Neutralna,  ale zarazem bliżej jej do Przeciwników.

-„Przyglądam Wam się już od dawna”

Czarny statek i oczekiwanie na kapitana, który oprowadzi mnie po nim.

Poszycie i kształty wskazują na nowoczesny wojenny statek, z nadejściem kapitana przenoszę się do wnętrza statku. Po chwili spore zaskoczenie, taki statek, a wewnątrz w niektórych miejscach ściany są ceglane i wyprowadzone sklepienia. Gdzie nie gdzie można nawet dostrzec kominek, wszystkie te elementy nadają specyficzny klimat, na zewnątrz bojowość i gotowość do walki, a wewnątrz bezpieczeństwo i ciepło domowego ogniska, z którego korzystają ludzie zgromadzeni w tym momencie na statku.

Polana w lesie, a w środku niej znajduje się otwór z którego wychodzą stalowe głowy smoków.

Głowy koloru patyny, podkreślający ich wiekowość, jedna za drugą, wciąż kolejne wyskakują jakby to były głowy hydry lernejskiej, odcinasz jedna, wyrasta następna.

Jedna za drugą, wciąż kolejne…

Odbiegam od tej „niekończącej się historii” w trakcie biegu prowadzę rozmowę z tymi których reprezentował symbol „stalowych smoków”.

” Teraz będziemy w każdym którego będziesz mijał na ulicy” od razu dla porównania przypomniała mi się scena z filmu „W sieci zła”.

Wciąż biegnąc myślę o tym aby ostrzec innych, przeskakuję płot i inne napotkane przeszkody.

Widzę swoją lewą dłoń, na której dostrzegam kilka symetrycznych nacięć tworzących koło, nie jest to płytka rana. Dostrzegam sporej wielkości żuka , o wielobarwnym żółto czarnym podbrzuszu , budzący moje skojarzenie ze skarabeuszem. Chodzi po krawędzi rany, chwilami wchodząc głębiej pod rozciętą skórę, budzi to moją odrazę, i chcę go jak najszybciej wyjąc z rany.

Okazuje się że nie jest to takie proste, ciężko go złapać i goni mnie czas, a jeśli nawet go uchwycę wyślizguje mi się z palców.

Wiedząc, że nie mogę go łapać w nieskończoność, a każda chwila jest bardzo cenna, a on wciąż chowa się pod powierzchnią, decyduję się na zmiażdżenie „skarabeusza”, rozgniatam go palcem, naciskając rozciętą skórę.

Długi górski stok i radosny lot, zakrawający na szaleńczy;) Zakręty, krajobrazy, dużo uśmiechu i dobra zabawa i jeszcze większa prędkość.

Niektóre z tych „snów”, wyjaśniły się na jawie, ale jeszcze nie do końca.

Poznałem dzięki nim jak moja świadomość ukrywa niektóre sprawy przede mną, te najbardziej drastyczne ukrywa, a jeśli już to pokazuje je w wysublimowanej formie co nie znaczy, że przyjemnej.

Przeprowadziłem kilka rozmów, z których dowiedziałem się, że znów włożyłem kij w mrowisko.

Dowiedziałem się trochę o sobie, ale to trochę z motywowało mnie do jeszcze większego wysiłku w stronę głębszego poznania samego siebie.

Sprawa „Skarabeusza” wciąż trwa i czeka na swoje pełne wyjaśnienie.

Oczekiwanie…

Tak wiele chciałbym napisać, a nie mogę…
Czas jeszcze nie nadszedł…
Zostawię dziś kolejną kroplę z Księgi Słów…

To już ostatni mur obronny
Sprzymierzeńcy odeszli
On nadchodzi w głuchym łoskocie
Bogowie wzywam Was w milczeniu
Stańcie za mną tarczą
Zginę, a nie cofnę się
Bo w Was mam oparcie
Jam z Waszej łaski orężem, które stawi mu czoła
Dobywam z wnętrza siebie klingę…
On nie przejdzie…

2005-06-22 15:57:21

Sen w środku dnia

Nieokreślony czas, przypominający świat bez technologii, wychodzę przez okno na gzyms.
Zamyka za mną okno moja siostra, robiąc minę „csssss zamykam aby nikt nie wiedział, że wyszedłeś”, bo trochę byłem przeciw;)
Na gzymsie leżą jakieś kości, które wykorzystałem jako pociski miotające, poruszając się uważnie dotarłem do końca gzymsu. Pode mną ulica i stragan między budynkami, jakaś kobieta przygotowywała tam posiłki. Pociski miotające „gotów”, „pal”:) poleciały w kierunku straganu, za którymś kolejnym kobieta nie wytrzymała i w moim kierunku poleciała zwarta bryła owsianki:), na szczęście doleciała tylko do początku gzymsu. Ot wspomnienia…

Miejsce już się zmieniło przenosząc mnie do domu rodzinnego na wsi, gdzie wszedłem w stare sny.
Tak jakbym miał na nowo je przeżyć, niektóre pamiętałem, część wypłynęła z nieświadomości.
Dziwne uczucie śnić, wchodzić w kolejny mocny sen w sensie emocjonalnym, mając zarazem świadomość wszystkich tych poziomów. To były sny o zagrożeniu, ktoś chciał wedrzeć się do domu, czy to przez drzwi, czy to przez okno. Niebezpieczeństwo i zarazem stawienie jemu czoła, zabezpieczenie domu, jego wejść i oczekiwanie na atak Czy zabezpieczenie wytrzyma, okna nie wytrzymywały…
Rozmawiałem też z jakimiś bliskimi, wszystkie te wydarzenia wydawały się jednolitym procesem.

Na drugi dzień wróciłem w to samo miejsce, tylko że teraz akcja rozgrywała sie na podwórku.
Obok domu przepływa nieduża rzeczka, ktoś budował na drugim brzegu na powierzchni jakąś kanalizację. Woda w rzeczce była nad wyraz czysta, co było przyjemnym zaskoczeniem znając możliwości ludzi we wsi. Wśród zielonych wodorostów przepływały zbrojniki niebieskie, całe chmary. Rozmowy i działania z grupką ludzi, która stała razem ze mną na brzegu.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój