Rzeka

Idę brzegiem Rzeki, nad którą się urodziłem i nad którą mieszkam.

Rzeka jest chora, coś ją zanieczyszcza, zmieniła też kierunek i płynie w górę swojego koryta. Nie jestem sam i razem szukamy wyjaśnienia, rozglądając się też, za jakimś czystym miejscem. Po powierzchni wody przesuwają się białe kożuchy, a woda mieni się różnymi odcieniami żółci.

W pewnym momencie z niewiadomych powodów Rzeka zaczyna się oczyszczać, wszystko to, co czyni ją brudną ustępuje i cofa się. Naszym oczom odsłania się czysta plaża, z drobniutkim piaskiem, słońce swoimi promieniami podkreśla przejrzystość wody, wszystko to zaprasza, aby wejść do wody i rozkoszować się tym, dostrzegam nawet malutkie kraby, żerujące na piasku.

Moje stopy obmywa woda, czysta i poszukiwana, to miejsce raduje mą duszę.

Zaskoczenie


Stara kamienica, mieszkanie skryte w półmroku, za oknem przemyka popołudniowe słońce.
Naprzeciwko siebie stoi dwóch mężczyzn, jeden z nich trzyma w dłoni „zdjęcie”, obraz przedstawia poszukiwanego mężczyznę, który stoi tuż obok skryty w półmroku.
Mężczyzna wpatruje się w nie, zarazem lustruje otoczenie, nikogo nie dostrzega.
Ukryty maskuje się jeszcze bardziej, zmieniając swoją postać opada na podłogę, stając się
2-wymiarowym obrazem-cieniem.
Poszukujący nikogo nie znajdując odwraca się i powoli wychodzi z mieszkania przemierzając wyjątkowo długi przedpokój.
Tuż za nim po podłodze sunie cień-obraz, mężczyzna niczego nie podejrzewa, spokojnie zamyka za sobą drzwi.
Cień przechodzi z podłogi do swojej wcześniejszej postaci, staje przed drzwiami, zerka przez „judasz”, sprawdzając czy już jest bezpieczny.
Bezgłośnie jakby z nikąd staje w tym momencie za nim inny mężczyzna, o krótkich szarych włosach i stalowo białych oczach.
Delikwent śmiertelnie przerażony podskakuje jakby sam Diabeł stanął za jego plecami…

Wycieczka…

Proza życia, codzienność, ale gdy słońce już śpi, zdarzają
się noce, że zabieram kogoś na wycieczkę. W noc sylwestrową podróżnikiem była
moja mama, przenieśliśmy się w nadmorskie krajobrazy, skaliste wybrzeża,
zielone tarasy, półwyspy wysunięte głęboko w morze. Podziwialiśmy te nieznane miejsca
z lotu ptaka. Wyczerpująca to była podróż, w pewnym momencie poczułem, że musimy
już wracać, ostatkiem sił ściągnąłem nas do znanej przestrzeni, do naszego
miasta. Miejsce w którym się pojawiliśmy wyróżniło się tylko błękitnym
rozbłyskiem wielkości świętojańskiego robaczka.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój