Twoje ocalone życie


Tylko wtedy, gdy mamy jasny obraz naszej minionej rzeczywistości, tego, co się wtedy naprawdę wydarzyło, możemy uniknąć niekończącego się zadawania cierpienia. Kiedy wiem i mogę odczuć, co uczynili mi rodzice, gdy byłem zupełnie bezbronny, nie potrzebuję ofiar, aby przytępić swoją świadomość. nie potrzebuję, posługując się niewinnymi ludźmi, nieświadomie inscenizować tego, co było kiedyś moim doświadczeniem, bo dzisiaj to w i e m. Tej wiedzy nie pozwolę sobie odebrać, bo nie chcę wykorzystywać innych, chcę żyć świadomie. (fragment książki)

Najnowsza, wydana w lipcu 2009 roku książka Alice Miller
“Twoje ocalone życie”, podobnie jak jej poprzednie publikacje, porusza temat wykorzystywania dziecka przez dorosłych i cierpienia spowodowanego wyparciem urazów z dzieciństwa. Autorka jest przekonana, że jej odkrycia, pomimo ich tragicznego aspektu, niosą optymistyczne przesłanie, ponieważ otwierają drzwi do świadomości i budząc na nowo rzeczywistość dzieciństwa, uwalniają od jego tragicznych konsekwencji.

Treść książek napisanych przez Alice Miller dotyczy nie tylko dzieci, które teraz się rodzą, dotyczy również tych, którzy mają dzieci i wnuki – którzy mają własne dzieciństwo dawno za sobą.

Chcąc pozbyć się demonów, musimy pozwolić, by wraz z nimi odleciały również anioły…

Religie a rozwój duchowy.

Wesołe fantazje na temat piekła :)
Strach motywacją do bycia moralnym? Nie sądzę 🙂

“Podobnie religie w dużym stopniu stawały się raczej siłą dzielącą niż jednoczącą. Zamiast prowadzić do zaniechania przemocy i nienawiści dzięki zrozumieniu podstawowej jedności całego stworzenia, przyczyniały się do wzrostu przemocy i nienawiści, do pogłębiania się podziałów zarówno między ludźmi, jak i między rozmaitymi wyznaniami, a nawet w obrębie tych samych religii. Przekształcały się w ideologie, systemy wierzeń, z którymi ludzie mogli się utożsamiać i które wykorzystywali, by wzmocnić swoje fałszywe poczucie ja. Opierając się na nich, mogli uznawać, że to oni mają rację, a inni są w błędzie, i określać swoją tożsamość dzięki istnieniu wrogów – tych “innych”, “niewiernych” lub “wyznawców złej wiary”, których zabijanie nierzadko uważali za usprawiedliwione. Człowiek stworzył “Boga” na swoje podobieństwo. To co wieczne, nieskończone, nienazwane, zredukowano do wymyślonego bożka, w którego należało wierzyć i czcić jako “swojego” lub “naszego”.

A jednak…. a jednak… mimo wszystkich szalonych czynów popełnianych w imię różnych religii, nadal z samego jej rdzenia emanuje Prawda, na którą one wskazują. Prześwieca, choć słabo, przez grube warstwy zniekształceń i fałszywych interpretacji. Szansa, że zdołasz ją dojrzeć, jest jednak niewielka, chyba że widziałeś już choćby jej przebłysk we własnym wnętrzu

Jaką rolę odgrywają istniejące religie w powstawaniu nowej świadomości? Wielu ludzi zdążyło już sobie uświadomić różnicę między duchowością a religią. Wiedzą oni, że posiadanie systemu przekonań – zbioru idei, które człowiek uznaje za prawdę absolutną – nie czyni z nich istot uduchowionych, bez względu na treść owych przekonań. W gruncie rzeczy im bardziej budujemy własną tożsamość na gruncie wyznawanych przez siebie idei, tym skuteczniej odcinamy się od tkwiącego w nas wymiaru duchowego. Wielu “pobożnych” ludzi utknęło na tym poziomie. Stawiają oni znak równości pomiędzy prawdą i myśleniem, a ponieważ całkowicie identyfikują się z myśleniem (swoim umysłem), roszczą sobie prawo do wyłącznego posiadania prawdy, nieświadomie próbując bronić swej tożsamości. Nie dostrzegają ograniczeń myślenia. Jeżeli ktoś nie myśli (nie wierzy) tak jak oni, jest on ich zdaniem w błędzie – i w niedalekiej przyszłości poczują się usprawiedliwieni, zabijając go z tego powodu. I tak postępują, nawet obecnie” – Eckhart Tolle, Nowa Ziemia, wyd. Medium

Wiele osób na ścieżce rozwoju duchowego dostrzega ograniczenia związane z różnymi religiami. Obrosły one przez setki lat warstwą tradycji i rytuałów, przykrywając istotę, stając się (tak jak jest napisane wyżej) narzędziem służącym do utożsamiania, czyli w gruncie rzeczy uciekania od własnej duchowości. Stawianie znaku równości między uduchowieniem a religią nigdy nie było zatem uzasadnione.

Sposób, w jaki rodzi się nienawiść

Nienawiść zatruwa nas tak długo, jak długo jesteśmy jej nieświadomi. Im dłużej jej zaprzeczamy, tym dłużej będziemy ją projektować na osoby niewinne, które w jakimś stopniu przypominają nam obiekt nienawiści.

Nie rodzimy się z nienawiścią w sercu, nie mamy jej zakodowanej w genach, by od razu się ujawniała z chwilą narodzin. A najczęściej towarzyszy nam przez całe życie wywołując różne dolegliwości – od psychosomatycznych po nieuleczalne choroby.

Jeżeli wiem, uświadamiam sobie, co mi uczyniono, jeśli mogę odczuć oburzenie i wściekłość na rodziców i otoczenie – emocje, które musiałam tłumić w związku z ich postępowaniem – nie będę miała potrzeby przenoszenia ich na inne, niewinne osoby, czy karania siebie za to, co naprawdę odczuwam.
Kiedy świadomie odczuwam nienawiść, nie muszę już z tego powodu szkodzić innym, ani nikogo zabijać – werbalnie czy niewerbalnie. Kontroluję to uczucie i swoje postępowanie.

Zilustruję to przykładem. Na jednym z forów pojawiła się nowa osoba, wyrażając opinię, która nie spodobała się jednemu ze stałych bywalców. Zaatakował ją niewybrednym epitetem, podsumowując jej wypowiedź. W ten sposób starał się „zabić” jej odmienne zdanie. Robimy to bardzo często nie uświadamiając sobie, że w ten sposób zostały uruchomione mechanizmy wyniesione z domu.
Kto był największym autorytetem w domu, któremu należał się największy posłuch, inaczej karał i podporządkowywał sobie innych w sposób bolesny i krzywdzący? Kto zjadliwie sączył jad autorytetu, któremu nikt nie mógł się sprzeciwić, a zwłaszcza dziecko?

Rozglądając się wokół często spotykamy ludzi głoszących wdzięczność rodzicom – a często i starszemu rodzeństwu – za to, że ich bili, znęcali się psychicznie, wykorzystywali seksualnie. Dorastając, wychowując własne dzieci stosują takie same sadystyczne metody wychowania, jakie były ich udziałem. Nieuświadomiona nienawiść zostaje przeniesiona na następne pokolenie…

Człowiek, który nawet nie jest świadomy swojej nienawiści, działać będzie pod jej dyktando. Kiedy uświadamia sobie jej mechanizmy, z biegiem czasu będzie umiał poradzić sobie z nią.
Jest nie do pomyślenia, by osoba torturowana fizycznie czy psychicznie nie czuła nienawiści do swego prześladowcy, nawet gdy okazuje się nim być rodzic, rodzeństwo czy rówieśnicy.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój