John Bradshaw – Powrót do swego wewnętrznego domu. Jak odnaleźć i otoczyć opieką swoje wewnętrzne dziecko – recenzja

Książka mówi o destrukcyjnym wpływie na dorosłe życie krzywd doznanych w dzieciństwie. Prezentuje metody, dzięki którym można się od niego uwolnić. Zawiera opisy autentycznych przypadków i proponuje różne techniki terapeutyczne: kwestionariusze, afirmacje, medytacje, pisanie listów. Dzięki niej dowiesz się, jakich krzywd doznałeś na różnych etapach swego rozwoju, a następnie znajdziesz i otoczysz opieką swoje wewnętrzne dziecko, co pozwoli ci stać się dojrzałym, szczęśliwym człowiekiem.

Z tą książką pojawił się u mnie przed laty mój dobry znajomy.

– Posłuchaj, mam coś, co pomoże nam przełamać blokady…

Tak zaczęła się moja przygoda z pracą nad sobą. Z początku szło nam bardzo opornie, ale kiedy zaczęły pojawiać się wspomnienia, które były przez całe lata stłumione, znajomy zaczął odczuwać lęk i wycofał się, ja brnęłam dalej, wchodząc coraz głębiej w siebie, odczuwając ból i cierpienie dziecka, którym wtedy byłam.

Powrót do swego wewnętrznego domu dokładnie zaznajamia nas z etapami rozwoju i zaburzeniami, które powstają na każdym z etapów. Proponuje techniki odkrywania własnej, niezafałszowanej tożsamości i wprowadzania zmian w te zachowania, których nie chcemy, poparte przykładami z praktyki terapeutycznej Autora.

Praca z tą książką wymaga dwóch osób, ponieważ zostają uwolnione bardzo silne emocje, które do tej pory spoczywały zamrożone w naszej psychice. To już nie jest zabawa w rozwój, to konkretna praca psychoterapeutyczna, gdzie pacjentem i terapeutą jesteś ty sam.

To ja tworzę cień

W życiu zawsze warto coś zmieniać na lepsze. Trwanie w miejscu nie prowadzi do niczego i blokuje rozwój. Czy wybierzesz naukę, ezoteryke, rozwój duchowy, czy też całkowicie oddasz się swojej pasji, nie zatrzymuj się w miejscu. Poszerzaj swoją wiedzę, doskonal ciało, umysł, ducha lub wszystkie te rzeczy na raz.

Zrób cos dla siebie. Nie z konieczności czy z obowiązku. Nie z egoizmu, ale dlatego, że jesteś tego wart(a). Medytuj i szukaj harmonii w sobie i otaczającym Cię życiu. I wykorzystaj to do polepszenia swego życia.

Zacznij od zmiany postrzegania siebie. Zanurz się w siebie, zobacz to, co w sobie kochasz i to, czego w sobie najbardziej nie znosisz. Odpowiedz na pytanie, dlaczego to lub tamto wzbudza w Tobie niechęć. Czy to tak naprawdę Twoja niechęć, to wynik odbicia matrycy, jaką wtłaczano w Ciebie przez lata? Czy wszystko w sobie akceptujesz, czy nie akceptujesz niczego? A może rodzice, albo partner mieli wobec Ciebie oczekiwania, których nie spełniasz? I to nie dlatego, że jesteś osobą nieudolną, gorszą czy złą, ale dlatego, że masz inną drogę i inne doświadczenia do przerobienia. Tylko, czy te oczekiwania innych nie odbiły w Tobie rodzaju matrycy negatywnego postrzegania siebie? Albo poczucia winy?

Osobowość każdego z nas składa się z gromadzonych doświadczeń, wychowania, nauki. Wielki wpływ mieli na nas rodzice, którzy modele wychowawcze przejęli najczęściej ze swoich domów lub wprowadzali takie, jakie powszechnie uznaje się za słuszne. Czy one słuszne są, to już inna sprawa, a psychologia może na ten temat wiele powiedzieć.

Problemów, z jakimi każdy z nas się boryka, które w sobie czasem dusi, jest wiele. Nie sposób tu wymienić każdego. Jedna osoba będzie miała zbyt niskie poczucie własnej wartości, inna zbyt wysokie mniemanie o sobie. Ktoś inny ukryje się za kompleksami dotyczącymi urody, ktoś inny schowa się za chorobą. Jeden będzie wiecznie potwierdzał niesprawiedliwość świata swoim „A nie mówiłem”, inny próbuje przefrunąć przez życie na przesadnym luzie. Ktoś cierpi na samotność, inny na brak pieniędzy lub nie taką pracę. Ile osób tyle różnych problemów.

Jednak trwanie i utwierdzanie się w nich niczego nie zmieni, a jeśli tak to na gorsze. Bo lęki, stresy, brak zrozumienia ze strony otoczenia czy niskie poczucie własnej wartości, prowadzą w końcu do depresji, albo ujawniają się w postaci choroby. Zbytni luz nagle może okazać się zgubny i w rezultacie prowadzi do tego samego.

Dlatego warto przystanąć na moment. Zagłębić się w siebie, poszukać tam przyczyny swoich niepowodzeń, kompleksów, braków. Spojrzeć na siebie okiem innych osób. Bez przesadnej krytyki, za to uczciwie i z pełną odpowiedzialnością. Jeśli czujesz, że winę za twój stan, stres czy niepowodzenia ponoszą np rodzice, zastanów się, jak to zmienić? Pomyśl, ile razy pozwoliłeś(aś) na to by odbijano w Tobie taką, a nie inną matrycę? Przyjmij odpowiedzialność za swoje życie. W pełni.

Nie obwiniaj się jednak, ale to zmień. Czasu się nie cofnie, więc nie ma sensu obarczać się winą, płakać za utraconymi szansami. Powiedz sobie: „To Ja tworzę cień”. I znajdź w sobie wszystkie cienie, jakie zostały stworzone. Lęki, złości, agresje, kompleksy, itp. To są właśnie cienie stworzone przez Ciebie. A gdy już znajdziesz wszystkie rozświetl je swoim światłem, zmień w siłę, jaką daje doświadczenie, wyciągnij naukę. Przeszłości zmienić nie można, ale działania w teraźniejszości kształtują przyszłość.

Taka podróż w głąb siebie może być przykra, ale jest potrzebna. Kiedy zaś poznasz odpowiedzi na postawione pytania, poszukaj najlepszej metody by zmienić siebie, swoje życie i swój świat na lepszy. Mogą to być afirmacje, medytacje, znalezienie nowej pasji, czy cokolwiek innego, co Ci odpowiada. Najważniejsze by zmienić swoje postrzeganie siebie. Zrozumieć, ze każdy z nas jest wyjątkowy i wartościowy. Nie ma ludzi lepszych i gorszych, są inni. Ty także jesteś Jedyną W Swoim Rodzaju Istotą. Nie ważne jak wyglądasz, jakie masz wykształcenie, co umiesz, czym się interesujesz, ile zarabiasz. Byłeś, Jesteś i Będziesz Istotą Doskonałą, Dziełem Boga, kimkolwiek On Ci się wydaje. A jak wykorzystasz czas od narodzin do śmierci, zależy tylko od Ciebie. Zmieniaj w sobie i w życiu, to, co uznasz, że zmienić należy. Przestań Tworzyć cienie, a jeśli jakieś się przydarzą, rozświetlaj je. Nie obarczaj winą świata, ale odpowiedzialnie i samodzielnie idź do przodu. Nie szukaj usprawiedliwień, a rozwiązań i możliwych dróg. Przede wszystkim zaś szanuj siebie i innych. I nigdy nie zapominaj Kim Jesteś.

Gelnhausen, Niemcy lipiec 2010

Uśmiercanie przeszłości

Niedawno rozmawiałyśmy z przyjaciółką o Króliczej Norze. W trakcie dyskusji powiedziała, że przeszłość jest zawsze żywa. Te słowa zatrzymały mnie. Przeszłość, która odchodzi w niebyt, w każdej sekundzie życia miałaby być żywa?

Niestety moja przyjaciółka miała rację. Przeszłość żyje w nas, w naszych sercach, w naszej pamięci. Tam jest żywa i co gorsze ma wpływ na naszą teraźniejszość i przyszłość. Ktoś może tu powiedzieć, że przecież przeszłość nas uczy, więc trzeba ją szanować i pielęgnować. Tak, uczy nas. Jest naszym bagażem doświadczeń, z których jak najbardziej czerpiemy wiedzę. Poza tym jednak jest martwa. Nic w niej nie zdołamy zmienić, nie mamy już na nią wpływu, a im dalej w przyszłość idziemy, tym staje się bardziej mglista i zakurzona, niewyraźna. Mimo to wciąż sięgamy do przeszłości, ożywiając ją. Co gorsza, bardzo często wydobywamy z niej to, co bolesne, przykre. Zrzucamy winę na nieboszczkę przeszłość i trwamy w niej, zamiast poczuć, czym może być zaczerpnięcie oddechu teraźniejszości. A przecież Zycie polega na Byciu w Tu i teraz. Przeszłość miła swoje przysłowiowe 5 minut. Była „Tu i Teraz”, ale odeszła. Teraz jest „Tam i Przedtem”. Po co więc ją ożywiać?

Przeszłość nas kształtowała, nadała formę i treść tego, jacy jesteśmy dziś. Ale czy żyjąc w niej, nie pozwalamy by wciąż to robiła? Czy nie lepiej z wdzięcznością przyjąć od niej to, co było dobre, a odrzucić i zmienić to, co nam się nie podoba? Ja uważam, że jak najbardziej jest to wskazane.

W przeszłości wiele jest bolesnych wspomnień, do których z masochistyczną lubością wracamy, zrzucamy odpowiedzialność za to, co Jest, na to, co Było.

Pewna osoba powiedziała mi, że trudno wymagać od dziecka by wzięło odpowiedzialność za siebie, by kształtowało samo siebie. Rodzice, potem środowisko, kształtują nas poprzez nadawanie takich a nie innych matryc. Często tych samych, jakie i oni w sobie noszą. Z czasem przychodzą lęki, depresje i wizyty u psychoterapeutów, gdzie na dłużej można utknąć w przeszłości i zatrzymać się w miejscu. A tymczasem wystarczy uśmiercić przeszłość.

W Króliczej Norce trzeba przywołać ją, spojrzeć w jej twarz i ustalić, co zatrzymujemy, jako spadek, co odrzucamy. Nasze bolesne doświadczenia są jakąś wiedzą, z której możemy czerpać, ale czy musimy wbijać sobie je w serce wciąż od nowa? Moim zdaniem lepiej jest pochować przeszłość, zostawić ją niczym fotografie w albumie wspomnień i tyle. Zamiast tkwić Tam, zacząć Być Tu i Teraz. Bo tylko w Tu i Teraz jest wieczność.

Ktoś może powiedzieć, że łatwo mówić, gorzej zrobić, bo i blizny na duszy nie goją się nigdy. Nie zgadzam się z tym. Blizny na duszy można wyleczyć jednym cięciem. Wystarczy chcieć. Bo wracając i przeżywając od nowa to, co było, tylko je rozdrapujemy, nie pozwalamy się zagoić. I naprawdę można to zrobić szybko. Trzeba uświadomić sobie, czym były, a były doświadczeniem. Doświadczeniem, które dało nam jakąś wiedzę, miało miejsce i odeszło. Nie zmienimy tego, więc, po co sypać sól w rozdrapywane rany?

Dziecko kształtowane przez rodziców nie ma wpływu na pewne rzeczy. Jednak, kiedy dziecko staje się dorosłym nie może już obarczać odpowiedzialnością przeszłości, za każdą nieudaną rzecz w życiu Tu i Teraz. Bo Tu i Teraz to my ponosimy odpowiedzialność za siebie. Jeśli wciąż pozwalamy sobą manipulować, jeśli nie robimy nic, by zmienić w nim cos na lepsze i kształtować siebie według nowych matryc, to pretensję możemy mieć jedynie do siebie, nie do przeszłości. Ta naprawdę jest martwa, więc nie ma, co już szarpać tego trupa.

W książce Anthonego de Mello „Minuta mądrości” jest taka oto przypowieść:

„- Jak mógłbym osiągnąć życie wieczne?

– Życie wieczne jest teraz. Wejdź w teraźniejszość.

– Ależ czy ja nie jestem obecny w teraźniejszości?

– Nie.

– Dlaczego?

– Dlatego że nie zerwałeś z twoją przeszłością.

– Dlaczego miałbym się rozstawać z moją przeszłością? Nie wszystko w niej było złe.

– Z przeszłością należy się rozstać nie, dlatego, że była zła, lecz dlatego, że jest martwa.”

Kiedyś żyłam przeszłością i oddychałam jej trupim jadem. Potem przeczytałam te minutową mądrość. Dziś wiem, że przeszłość można zostawić martwą jednym cięciem. A gdy się zdarza, że jakiś jej duch nawiedza mnie w teraźniejszości, zabieram go do Króliczej Nory i odsyłam tam, gdzie jego miejsce. Do grobu z napisem Przeszłość.

Pozdrawiam

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój