Czymże jest śmierć….boskim niezamysłem…

Jak to wszystko opisać…?
Jak zebrać w słowa ból, nadzieję, wiarę, miłość i przyjaźń…?
Drogę przez, którą wiedzie Nas zaufanie do Krwi Najwyższego.
Chwile kiedy świat się rozstępuje z bólu i chwile pełne uśmiechu na leśnej polance w pełnym słońcu, pośród pól i gór.
Jak przekazać to co jest za kotarą postrzegania…?
Na ile można to uczynić?
Nie wiem…
Spisuję tu Naszą historię, próbując zostawić tu choć mała kroplę Naszego życia….

Niko gdy pierwszy raz mi powiedziałaś o swoim odejściu nie byłem w stanie tego ukryć, zachować w tajemnicy…
Tajemnica przesiąkła się przez Połączenie.
Co dzieje się w człowieku, kiedy zna godzinę swojego odejścia…
Zadajcie sobie to pytanie, zastanówcie się czym tak naprawdę jesteście i dokąd zmierzacie….

Odeszłaś nagle, ten fakt przygniótł Nas, rozdzierając wnętrza, jak sama powiedziałaś potrzeba na to czasu, by ukoić serce…
Mija dzień za dniem, noc po nocy….
Czas i przestrzeń choć dzielą… to nie do końca.

2005-08-07 19:17:29

Wspólny lot

Szliśmy sobie powolnym krokiem z moim rozmówcą, były to obrzeza miasta.
Rozmowa była spokojna i rzeczowa, rozmawialiśmy o pewnym przedsięwzięciu, które prowadził mój rozmówca, nie prowadził go sam, ale miał do pomocy całą rzeszę swoich “ludzi”.
Zapytałem się czy nie obawiają się, że ich działalność przestanie być tajemnicą i ludzie dowiedzą się o ich posunięciach. Z uśmiechem stwierdził, że nie. Wciąż szliśmy wzdłuż drogi, gdzieniegdzie można było dostrzec dziwne narośla. Z naszej rozmowy wynikało, że te twory mogą być jednym z przejawów ich działalności, ale i tak nie są dostrzegalne dla ludzi.

Wiedziałem jak ma na imię, może jego wygląd był grą mojej podświadomości tak abym bardziej jednoznacznie go odebrał, a może wybrał sam taki wygląd, aby być bardziej czytelnym dla mnie. Nasze spotkanie zbliżało się ku końcowi, wodziłem wzrokiem po znajomych uliczkach, oceniając jak daleko mam do domu. Mój znajomy zaoferował pomoc w powrocie, mając wyprostowane prawe ramię chwyciłem za jego lewą dłoń, miał w podobny sposób ułożone ramię, wznieśliśmy się w powietrze lecąc w kierunku domu. Poprosiłem go czy mógłby przyspieszyć, nie, dlatego, że mi się spieszy, ale chciałbym zobaczyć jego możliwości, nabraliśmy prędkości, wiatr zagrał jeszcze mocniej w moich uszach, w mgnieniu oka byliśmy prawie na miejscu. Nawet lądowanie było w pełnej prędkości, z linii lotu pod kątem prostym w dół, więc miałem małe zakłócenia postrzegania i trochę mnie przemieliło. Od kilku dni dochodzę do siebie po chorobie i widocznie stad ta propozycja podrzucenia mnie do domu. Na pożegnanie nadgryzł swój nadgarstek upuszczając kilka kropel krwi, co spowodowało, że jego czyn głęboko zapadł w mej pamięci.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój