Cesarzowa

To było tuż przed i na samym początku.
Trzy sny, trzy zapowiedzi-ostrzeżenia.
„karta” – grałem główną rolę zawieszony za jedną nogę o skrzydło lecącego samolotu.
ludzie – znani i ci którzy dopiero będą poznani.
„Przeciwnik w atrakcyjnej skórze” – na tamten czas nie miałem zielonego pojęcia, kto to może być, poza jednym, że nasze cele nie idą w tym samym kierunku.
Sen trzeci mógł rozwinąć się tak…
Pewnego dnia spotyka mnie zaszczyt poznania nieznajomej ze snu.
Dla jednych jest alfą i omegą, Panią życia i śmierci.
Dla wielu Matką i Przywódcą.
Dla innych niepoznaną tajemnicą, która od wieków skryta jest w cichości nocy.
Przez pierwszy czas byłem obserwowany, nie tylko przez Jej posłańców.
Chciała poznać historię mojego życia i mnie, no cóż dobry wróg, to znany wróg.
Tak to wszystko się potoczyło, że teraz jest status quo i nawet przerodziło się to w obopólną współpracę, jeśli powstawała sytuacja, która tego wymagała.
Poznałem niektórych poddanych i część Jej Rodziny.
Córki…których wysokie urodzenie różne miało przejawy.
Pierwsza chciała zmieniać odwieczne Prawa, z takim zapałem, że mało kto ją mógł powstrzymać, jeśli siła nie była drogą do sukcesu to potrafiła stworzyć sytuację, która gwarantowała jej sukces.
Oczywiście co nie znaczy, że w momencie kiedy nie tak realizowały się plany, nic nie stało na przeszkodzie by wyżyć się na jednym zamku Matki i trochę go zdewastować;)
Druga była rozdarta pomiędzy dwoma Światami, który by nie wybrała zawsze byłaby inna.
Pachniała charakterystycznie i delikatnie ale…słynęła z dobrego miecza, nie jeden się o tym przekonał, pozory czasami mylą;) Jej Matka pokazała mi jej obraz co nie w smak było mojej rówieśniczce, przeliczając na odpowiedni „czas”. Później zrealizowaliśmy razem kilka pomysłów, śmiejąc się z samych siebie.
Ostatnio poznałem Trzecią, ale nie było czasu na dłuższą rozmowę, wyjaśniła mi tylko pewne sprawy.

Sen, czy to wszystko mi się śni…a może pod płaszczem delikatnej mgły ukrywa się coś więcej?
Może tam gdzie pozwalamy prawdziwie oddychać sercu, odsłaniamy delikatny woal, dostrzegając wyjątkowości życia, które nie jest ograniczone, wolne i jakże wspaniałe bo zwyczajne;)

2006-01-05 00:32:06

Kheper-u

Ostanie piętro wieżowca, rozległy apartament, dwie osoby mężczyzna i kobieta prowadzą dyskusję.

Nagle docierają do nich sygnały, że coś się dzieje, wokół mieszkania niezidentyfikowani wrogowie, podchodzą z różnych stron wieżowca, po schodach przeciw pożarowych. Lokatorzy biegną w stronę najbliższych atakujących…

Rozmawiam z osobą , która ukrywa swoją tożsamość. Neutralna,  ale zarazem bliżej jej do Przeciwników.

-„Przyglądam Wam się już od dawna”

Czarny statek i oczekiwanie na kapitana, który oprowadzi mnie po nim.

Poszycie i kształty wskazują na nowoczesny wojenny statek, z nadejściem kapitana przenoszę się do wnętrza statku. Po chwili spore zaskoczenie, taki statek, a wewnątrz w niektórych miejscach ściany są ceglane i wyprowadzone sklepienia. Gdzie nie gdzie można nawet dostrzec kominek, wszystkie te elementy nadają specyficzny klimat, na zewnątrz bojowość i gotowość do walki, a wewnątrz bezpieczeństwo i ciepło domowego ogniska, z którego korzystają ludzie zgromadzeni w tym momencie na statku.

Polana w lesie, a w środku niej znajduje się otwór z którego wychodzą stalowe głowy smoków.

Głowy koloru patyny, podkreślający ich wiekowość, jedna za drugą, wciąż kolejne wyskakują jakby to były głowy hydry lernejskiej, odcinasz jedna, wyrasta następna.

Jedna za drugą, wciąż kolejne…

Odbiegam od tej „niekończącej się historii” w trakcie biegu prowadzę rozmowę z tymi których reprezentował symbol „stalowych smoków”.

” Teraz będziemy w każdym którego będziesz mijał na ulicy” od razu dla porównania przypomniała mi się scena z filmu „W sieci zła”.

Wciąż biegnąc myślę o tym aby ostrzec innych, przeskakuję płot i inne napotkane przeszkody.

Widzę swoją lewą dłoń, na której dostrzegam kilka symetrycznych nacięć tworzących koło, nie jest to płytka rana. Dostrzegam sporej wielkości żuka , o wielobarwnym żółto czarnym podbrzuszu , budzący moje skojarzenie ze skarabeuszem. Chodzi po krawędzi rany, chwilami wchodząc głębiej pod rozciętą skórę, budzi to moją odrazę, i chcę go jak najszybciej wyjąc z rany.

Okazuje się że nie jest to takie proste, ciężko go złapać i goni mnie czas, a jeśli nawet go uchwycę wyślizguje mi się z palców.

Wiedząc, że nie mogę go łapać w nieskończoność, a każda chwila jest bardzo cenna, a on wciąż chowa się pod powierzchnią, decyduję się na zmiażdżenie „skarabeusza”, rozgniatam go palcem, naciskając rozciętą skórę.

Długi górski stok i radosny lot, zakrawający na szaleńczy;) Zakręty, krajobrazy, dużo uśmiechu i dobra zabawa i jeszcze większa prędkość.

Niektóre z tych „snów”, wyjaśniły się na jawie, ale jeszcze nie do końca.

Poznałem dzięki nim jak moja świadomość ukrywa niektóre sprawy przede mną, te najbardziej drastyczne ukrywa, a jeśli już to pokazuje je w wysublimowanej formie co nie znaczy, że przyjemnej.

Przeprowadziłem kilka rozmów, z których dowiedziałem się, że znów włożyłem kij w mrowisko.

Dowiedziałem się trochę o sobie, ale to trochę z motywowało mnie do jeszcze większego wysiłku w stronę głębszego poznania samego siebie.

Sprawa „Skarabeusza” wciąż trwa i czeka na swoje pełne wyjaśnienie.

Cuno i Moccos

Biegliśmy korytarzem, podłoga była nie równa, poruszała się, nasuwało mi to skojarzenia z mostem zwodzonym. Dostrzegamy jakiś ludzi, przeskakujemy ostatnie przeszkody i jesteśmy zaskoczeni widzimy przed sobą morze i oddalający się brzeg, jesteśmy na statku, ale już spokojni.

Jestem w dużym mieście, w jego części fabrycznej, przypominam sobie, że byłem tu wcześniej z przewodnikiem, wszędzie pracują ludzie, pełno maszyn i hal.
Szukam drogi przez to wszystko i zastanawiam się czy iść tym labiryntem fabryk, maszyn i ludzi czy obejść szukając innej drogi.
W pewnym momencie jestem w maszynie, w której jestem uwięziony, maszyna ściąga mnie na dół, przypomina to siłownik lub windę, czuje na plecach stal drugiej maszyny, niewiele brakuje abym utknął lub po prostu zginął.
Jestem coraz niżej, rozglądam się uważnie, szukając szansy uwolnienia się od tej maszynowej przejażdżki. W ostatniej chwili udaje mi się wyskoczyć.

Widzę szeroki krater w piasku, powoli opada na niego wzorzysty materiał, jakby gobelin, który przykrywa szczelnie krater i jego okolice.

Strzelałem z łuku do niewielkich celów, instruowany w jakimś pomieszczeniu przez nieznanego mi mężczyznę.

Podróżuję docierając do wiejskich zabudowań, jest kilka dróg do wyboru, zastanawiam się, którą wybrać.
Po chwili widzę, że ktoś nadchodzi, był to mężczyzna w towarzystwie dzika i ogromnego psa.
Dzik poza wielkością nie różnił się od normalnego dzika, pies za to był wyjątkowy.
Sierść o długim włosie ognistego koloru, jego wielkość wskazywała, że to może być wilczarz irlandzki, ale sadze, że przekraczał normę i jak na wilczarza. Postać psa morfowała, raz był potężną bestią ze szczęką wypełnioną całym arsenałem zębów nienaturalnej wielkości, by po chwili być bliżej nieokreśloną starą kobietą, noszącą diadem ze zwisającymi ozdobami po bokach. Przez chwilę rozmawialiśmy, po tym cała trójka poszła w kierunku lasu, a na odchodnym dzik podbiegł w moją stronę jakby chciał się ze mną bawić. Mężczyzna zawołał go i odeszli.

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój