Ślimak

Jesteśmy w górach, dokoła pełno asfaltu i ludzi, być może jest to wynikiem moich myśli na jawie, że polskie góry są chwilami zadeptywane przez ilość ludzi i samochodów.

Dostrzegam na kamieniu dużego, przezroczystego ślimaka. Jego kolor jest bardzo delikatny ledwo co przebija, pomarańcz, ukazujący całe wnętrze ślimaka.
Przybliżam się i mój wzrok staje się jakby szkłem powiększającym, zaglądam w głąb ślimaka, dostrzegam jakby dwa narządy.
Jeden szczególnie się wyróżnia bo jest największy, pierwsza myśl że przypomina jabłko.
Zwiększam powiększenie, dostrzegam najmniejsze szczegóły, różnicę w kolorach narządu i pomimo takiego zbliżenia widzę wciąż jabłko. Sercem ślimaka jest „jabłko”.

W realu zacząłem zastanawiać się nad tym co widziałem, ślimak nie jedną ma symbolikę.

Znalazłem coś takiego:
„Ślimak, po hiszpańsku caracol, (w języku tsotsil „puy”), to od dawien dawna bardzo ważny symbol Indian zamieszkujących stan Chiapas. W niektórych regionach ślimak był uważany za święte zwierzę i symbolizował „wchodzenie” do serca oraz jednocześnie „wychodzenie” z serca. Ślimakiem nazywano te ż wspólnotę, aby słowo przechodzące od jednej osoby do drugiej doprowadziło do narodzin porozumienia.”

Ślimak to ja, ale czy sięgnę po owoc w swoim sercu?

Skarabeusz cd.

Pierwszymi aktorami są ojciec i dwóch chłopców bliźniacy, ojciec jest bardzo dumny z synów, którzy są surferami. Używają specyficznych desek z wzmocnieniami które utrzymują ich w odpowiedniej pozycji, jakby wypełnienia pod ugięte nogi. Widzę ich jak suną po falach, by później przenieść się na wodospad.

Jestem z ojcem bliźniaków w jakimś pomieszczeniu gdzie słuchamy wykładu, podczas którego nachodzi mnie myśl aby zbadać sobie krew, pojawia się strzykawka.

Następna scena załatwiam różne sprawy w swoim mieście, docieram pod pewien dom gdzie dostrzegam ojca i wujka, obydwoje już nie żyją. Nie zwracają na mnie jakieś większej uwagi, aż nagle ojciec zwraca się do mnie abym przyszedł jeszcze raz później.
Proszę go „o komórkę” czyli tłumacząc sobie o kontakt, nie podał, więc postanowiłem nie angażować się skoro nie podaje „kontaktu”, poszedłem dalej.
Docieram do domu moja mama opowiada mi jak to zmieniła podejście do mojego brata i on do mamy. Dziwne to było, nienaturalne…

Postanawiam skorzystać ze strzykawki, podwijam prawy rękaw, a na zgięciu łokcia dostrzegam miejsce zapalne w żyle. Naciskam palcem, wypływa z niego ropa, ale widzę że jest coś jeszcze, nieduży robak, włochaty, cienki, przypominający gąsienicę.
Przy wyciąganiu przerywa się na dwie części, ale pomimo tego po chwili udaje mi się wyciągnąć obydwie części. Daje mi to wszystko do myślenia, rozmawiam z rodzicami i z kimś przez telefon, stwierdzam że teraz muszę się przebadać po tym co zobaczyłem.

Mama jest osobą „przeciwnikiem” która mnie od tego odwodzi, że mi się to nie uda.
Nie poddawałem się i obstawałem przy swoim…

Podwijam lewy rękaw, a tam dostrzegam na żyle ciemnobrązowe „zaropienie”.
Naciskając to palcem widzę jak pod skóra przesuwa się ta cała masa, nie chcąc tak łatwo wyjść, powoli zaczyna pękać, wypływa brązowa masa, jednym zwartym i gęstym strumieniem.

Proszę ojca o pomoc, on gra rolę ”pomocnika”, masa wypływa jak z maszynki do mięsa, tak jakby na drodze tej masy pojawiła się stalowa kratka z maszynki. Ojciec podaje mi naczynie, w którym zbiera się ta cała masa.
Naczynie zaczyna się wypełniać, z nie uformowanej masy zaczyna się tworzyć jakiś stwór „pasożyt”. Wyodrębniają się organy, jeden z nich przypomina ogon, który usiłuję złapać, porusza się on gwałtownie na boki wymykając mi się.
Proces oczyszczenia wciąż trwa, z zarazem stwór zaczyna przybierać rozpoznawalną postać, po chwili można dostrzec postać rudowłosej dziewczyny, która uśmiecha się do mnie z przebiegłym uśmiechem.
Mówi do mnie „Nie będzie tak łatwo” starając się skaleczyć mnie paznokciami które bardziej przypominały szpony, by wniknąć we mnie ponownie. Staram się ją trzymać na dystans, wymykając się jej zakusom, by nie dopuścić do zakażenia.

Samotna góra

Zanim zasnąłem trawiło mnie wewnętrzne pytanie, dotyczące mojego marzenia, nie było łatwo zasnąć bo dostrzegłem nową możliwość jego realizacji.

Kilka snów, a pomiędzy nimi ten

Stałem z grupka ludzi na samotnej górze, nie było wyższej jak okiem sięgnąć.
Niebo było koloru purpury, rozświetlanej słońcem, a przed nami roztaczał się widok na 360 stopni, tak jakby ta góra była w samym centrum świata.
Na horyzoncie było widać wzgórza i miasta ze strzelistymi wieżami, widząc to wszystko pojawiło się przeświadczenie, że z tego miejsca można dojść wszędzie.
Myśląc nad tym wszystkim i nad kierunkiem jaki wybrać odszedłem na chwilę na bok, splotłem ręce i uniosłem się powoli w górę…

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój