Deszcz meteorów

Naszą podróż rozpoczęliśmy od mostu na rzece mojego rodzinnego miasta, kierując się ku jego centrum, rozmawiając w zapamiętaniu nagle dostrzegamy wystrzelona z różnych miejsc rakietnice.
W pierwszej chwili przychodzi nam na myśl, że to sztuczne ognie, ale po chwili okazuje się że byliśmy w błędzie. Przypomniałem sobie w tym momencie pewien sen związany z dziwnym zjawiskiem na niebie i zaczynam opowiadać swoim towarzyszom, okazuje się że nie dane będzie mi dokończyć, ostrzegawczych rakietnic jest coraz więcej, dostrzegam na niebie niewielki ognisty rozbłysk, który w błyskawicznym tempie się rozrasta.
Myślę sobie z przekąsem, no ładnie, supernowa, już po nas, zaraz nas z anihiluje.
Na szczęście lub nasze nieszczęście okazuje się, że to ogromny deszcz meteorów, które z ogromną prędkością mkną w naszym kierunku, część weszła już w atmosferę, szukamy w pośpiechu schronienia, biegnąc co sił w nogach. Pierwsza fala zaczyna niszczyć budynki, jakimś cudem udaje się nam uniknąć tragedii.

Sceneria się zmienia, widocznie każdy na swój sposób szuka schronienia, nie wiem dlaczego, ale wybieram świat Sieci, udaje mi się schować w wirtualnym świecie, od normalnej rzeczywistości oddziela mnie przezroczysta bariera. Przed wejściem do sieci pojawiają się jaszczurzoludzcy „kosmici”, starają się sforsować interfejs który pozostał po drugiej stronie, dotykają go głowami, ale bez powodzenia.
Tłumaczę to sobie, że starają się swoim umysłem przeniknąć bariery, co im się nie udaje.

Mija nieokreślony czas, to może być rok jak i dziesiątki lat.
Pojawiają się pewne symbole.
Pierwszy z nich to gitara porośnięta bluszczem o mocnych konarach, co wskazuje na to że jednak minęło sporo czasu.
Zaczynam zrywać z pudła rezonansowego i najmniejszych zakamarków gitary wszelkie przejawy wijącego się bluszczu.
Drugim symbolem jest nagrobek, a dokładniej, płyta nagrobna zdobiona złotymi literami i jakimś kształtem przypominającym konar drzewa.
Część z tych napisów jakimś cudem przeniosła się na moje plecy, tak jakbym stał się częścią nagrobka.

Morał z tego taki 😉

Nawet najlepsze schronienie, może stać się twoim grobem.

Stąpanie po Aniołach…

Budynek był ogromny, wiele pomieszczeń, wszędzie pełno ludzi.
Labirynt pokoi, drzwi, długich i krętych korytarzy.
Szukam “czegoś” i nie zamierzam się poddać.
W pewnym momencie idę boso, w pierwszej chwili myślę, że powinieniem zawrócić, by odnaleźć buty, ale to tylko moment zawahania.
Szukam dalej…
Odnajduję Drzwi, wchodzę do wielkiego pomieszczenia, okazuje się że jest to Świątynia.
W oddali dostrzegam Ołtarz, wszystko jest bardzo stare, przesiąkam atmosferą miejsca.
Części niektórych elementów są jakby zniszczone i być może są odnawiane, ale pojawiają się też mysli, że to tak ma wyglądać.
W centralnej części Świątyni przy Ołtarzu, najzwyklejsza ziemia jest podłogą.
Ściany idą po linii okręgu, za to zadziwiająca jest podłoga, która rozciąga się przede mną.
Setki, tysiące rzeźb Aniołów, widzę ich twarze, skrzydła, tak jakby podtrzymywały wszystko…
Stąpam po Nich delikatnie, czując każdy krok, dostrzegając najmniejsze szczegóły ich twarzy, powoli wychodzę.

A na jawie w świetle dnia szukam wyjaśnienia snu.

“bose stopy – to symbol dobrowolnego ubóstwa ze względu na Chrystusa, który ” stał się ubogim, aby nas ubóstwem Swoim ubogacić” (2 Kor 8, 9).
Wyrażają też one gotowość do podjęcia każdej woli Bożej, choć realizacja Bożych zamierzeń często rani ogołocone stopy.”

Prowadząc rozmowę z kimś znajomym, nagle dostrzegam następstwo zdarzeń, których sen był zapowiedzią.
Odwiedzają mnie…

2006-01-20 13:21:48

Ślimak

Jesteśmy w górach, dokoła pełno asfaltu i ludzi, być może jest to wynikiem moich myśli na jawie, że polskie góry są chwilami zadeptywane przez ilość ludzi i samochodów.

Dostrzegam na kamieniu dużego, przezroczystego ślimaka. Jego kolor jest bardzo delikatny ledwo co przebija, pomarańcz, ukazujący całe wnętrze ślimaka.
Przybliżam się i mój wzrok staje się jakby szkłem powiększającym, zaglądam w głąb ślimaka, dostrzegam jakby dwa narządy.
Jeden szczególnie się wyróżnia bo jest największy, pierwsza myśl że przypomina jabłko.
Zwiększam powiększenie, dostrzegam najmniejsze szczegóły, różnicę w kolorach narządu i pomimo takiego zbliżenia widzę wciąż jabłko. Sercem ślimaka jest „jabłko”.

W realu zacząłem zastanawiać się nad tym co widziałem, ślimak nie jedną ma symbolikę.

Znalazłem coś takiego:
„Ślimak, po hiszpańsku caracol, (w języku tsotsil „puy”), to od dawien dawna bardzo ważny symbol Indian zamieszkujących stan Chiapas. W niektórych regionach ślimak był uważany za święte zwierzę i symbolizował „wchodzenie” do serca oraz jednocześnie „wychodzenie” z serca. Ślimakiem nazywano te ż wspólnotę, aby słowo przechodzące od jednej osoby do drugiej doprowadziło do narodzin porozumienia.”

Ślimak to ja, ale czy sięgnę po owoc w swoim sercu?

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój