Bajka pomagajka

Wejdź w tę historię…

Patrzę ze spokojem i zachwytem, łagodnie świat wchodzi w moje oczy.
Rozluźniam się, czuję jak opada napięcie z moich pleców i ramion.
Ta lekkość budzi do tej pory nieznane, nowe pokłady we mnie, doceniam spokój i brak napięcia.
Wszystko co widzę łagodnie płynie swoim rytmem.

Przez tyle lat kurczowo ściskałam w dłoni miecz by odpłacić innym za moją krzywdę.
Otwieram zaciśniętą pięść o której już prawie zapomniałam, jaka ulga, moje wnętrze z radością się unosi.
Dłońmi dotykam kwiatów, które tak kocham, w tych kwiatach widzę wszystkich swoich bliskich którzy zadali mi rany.

Dotykam ich z miłością, łagodnym i delikatnym ruchem palców, uginają się prosząc o trochę wody.
Daję ją im, one potrzebują mnie, a ja potrzebuję ich, dbamy o siebie nawzajem.
Wciąż noszę ze sobą misia, tak tego misia, którego tak mocno kochałam gdy byłam mała.
Już dawno nasze drogi powinny się rozejść, zżyliśmy się przez te wszystkie lata, ale tak dłużej być nie może ,powinniśmy się pożegnać.

Widzę przed sobą nadchodzącą małą dziewczynkę uśmiecha się do mnie, ma długie spięte z tyłu włosy.
Odwzajemniam jej uśmiech, pokazuję jej misia, a ona z radością podbiega do niego.
To jest bardzo grzeczny miś, mówię do niej i od teraz jest Twój, dbaj o niego i kiedyś tak jak ja teraz wybierzesz jakiegoś chłopczyka lub dziewczynkę, która zaopiekuje się misiem.
Nasze drogi rozchodzą się i każda idzie w swoją stronę, przed każdą z nas jeszcze tyle do odkrycia…

Dla moich dziewczynek Salomki i Oliwii…(jakby nie było Mikołaj)

Pod pełnym Księżycem, nad taflą niewielkiego jeziorka przeleciał świętojański robaczek.
Zobaczyła go mała dziewczynka, która z zachwytem obserwowała wszelki ruch jaki mogły dostrzec jej radosne oczka.
Uwielbiała siedzieć pośród drzew, wszelkich żyjątek, zielonych traw, przesiąkniętych kwitnącymi ziołami.
Swoimi pulchniutkimi rączkami w wyobraźni, już mieszała farby i malowała, tłumacząc z zapałem swojemu Tacie, co właśnie maluje i gdzie to widziała.
Chwilkę zastanawiała się co zrobić z Księżycem, dorysowała mu oczka i nosek, poważnie dumając niczym Leonardo, jaką minkę mu domalować, smutną czy wesołą.
Tato jak zwykle odpowiedział na jej pytające spojrzenie “Malujesz tak jak czujesz”, a mała rezolutnie odpowiedziała kakafonią barw na papierze i na całej sobie.
Gdy zmęczyła się i leżała w łóżeczku, jasnowłosa zaklinaczka tęczy, marzyła już o kolejnej wyprawie i kolorowych opowieściach.
Sen otulił ją stadem motyli kolorowych, w pełni lata…

2006-12-06 10:32:44

Olympus Mons…

Nie znam wszystkich swych imion, nie wszystkie są odkryte przede mną…
Tak wiem… od dawna, że gdy poznam ostatnie …gdzie będę wtedy stał?
Jak będę postrzegał i odczuwał Wszechświat, który mnie otacza?
Z zachwytem z najwyższej góry pełnym zdziwienia? Nie wiem…

2005-08-02 09:24:02

Fabryka snów - sztuka śnienia, bajki terapeutyczne, rozwój